niedziela, 20 kwietnia 2014

Matylda- spacer

Anders zawiódł mnie tym, że nie chciał powiedzieć mi wszystkiego od razu. Wszyscy musimy sobie ufać. Opierać przyjaźń na szczerości. Ale gdy powiedział, że magia krwi zrujnowała mu życie... Chwyciłam z wieszaka  płaszcz i wyszłam z domu. Słońce zanurzało się już w linię horyzontu, wiatr delikatnie owionął moją twarz chłodem. Przeszłam przez całe osiedle z rękami w kieszeniach. Myślałam o tym gdzie właściwie prowadzą nasze działania. Owszem- byliśmy inni- ale co to oznaczało? Czy zostało nam dane jakieś zadanie? A jeśli tak to czy mu sprostamy? Wiedziona podobnymi pytaniami kłębiącymi się w mojej głowie nie zważałam zbytnio na to gdzie niosą mnie nogi. Zaskoczona podniosłam wzrok gdy rozpoznałam kwiaty rosnące przy cmentarzu. "A jakże"- pomyślałam. Wahając się przez chwilę, podjęłam męską decyzję i weszłam przez furtkę.
-Panienko już zamykamy- usłyszałam głos mężczyzny.
-Tylko chwilkę. Przyjechałam z daleka- uśmiechnęłam się i pognałam dobrze znanymi dróżkami. Tuje, świerki, dęby. Drzewa wypuszczały pąki co zwiastowało rychłą wiosnę. W końcu weszłam w ostatnią uliczkę, którą musiałam przejść by dostać się do grobu mojej babci. Jeszcze parę kroków. Jednak gdy dotarłam już do mogiły nie ucieszyłam się... Z mojej piersi wyrwał się cichy krzyk. To nie był grób mojej babci! Może pomyliłam alejki? Nie- wszystko się zgadzało! Usiadłam bezradnie na ławce i schowałam twarz w dłoniach. Co miałam teraz zrobić? Dlaczego jej tu nie było?

Izka- wieczorek z pianinem

Choć nie widziałam, słuch miałam nadal doskonały, więc gdy tylko weszliśmy do przytulnego mieszkanka Mati, Meridian pociągnął mnie za moją długą, czarną spódnicę do pianina. Byłam zachwycona i natychmiast zaczęłam grać moja ukochaną piosenkę po czym cicho zaśpiewałam. Nagle za plecami usłyszałam
-Hej! Głośniej chce cie usłyszeć!– rozpoznałam głos Ala, zachichotałam i  zaczęłam troszkę głośniej śpiewać
-Trzeba ci przyznać Izka masz talent– powiedziała Alicja- umiesz jeszcze na czymś?– zapytała  innym tonem który wydal mi się dość nieprzyjemny.
-Umiem jeszcze na gitarze i skrzypcach i trochę na wiolonczeli na perkusji tez idzie mi nienajgorzej- odparłam, przerywając grę.
-Ha ha człowiek orkiestra, nie ale poważnie wokal tez masz super!– powiedział Al po czym pocałował mnie w policzek.
Wstałam od pianina i poprosiłam aby mi wskazano kanapę. Gdy już usiadłam usłyszałam jak ktoś gra to chyba była Alicja. Przyznam, mile zaskoczona zaczęłam wymieniać z nią zdanie na temat muzyki dziwne ale chyba mnie polubiła.
Zapadł zmrok, chłopacy poszli do innego pokoju, a my siedziałyśmy w salonie. Całe pomieszczenie wypełniała muzyka Ali, grała piosenkę którą znałam. Gdy skończyłyśmy słuchać jej pięknej gry, Mati zaproponowała damski wieczór z pogaduszkami, wszystkie chętnie się zgodziłyśmy ta noc była naprawdę super.


Izka przepraszam ale musiałam wprowadzić kilka nowych zdań by czytelnicy mogli zrozumieć o co chodzi... Ale zdanie, które zawarłaś w oryginale: "chłopaki poszli już do pokoju, a my siedziałyśmy w pokoju a cały pokuj wypleniała muzyka" jest genialne.   Ale nie podoba mi się wizja wieczoru babskiego. Choć nie wiem jak inni.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Alicja- sunąc po klawiszach

Za oknem zapadał zmierzch, w pokoju panował półmrok, był oświetlany jedynie przez ogień tańczący w kominku. Włosy Ariel, wyglądały jak płomienie, kiedy jasny blask oświetlał jej głowę. Stała przy oknie i wpatrywała się w ciemność, a Izka siedziała na kanapie.  
 Zasiadłam do pianina i nie zastanawiając się, zaczęłam <a href="https://www.youtube.com/watch?v=xIaU7oL2NyM">grać</a>, a kiedy doszłam do pewnego momentu, zaczęłam także nucić, z początku ciszej, a potem mój głos wypełnił cały pokój. Śpiewałam starą, irlandzką kołysankę - <a href="https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=ROPKDUBFsEc">Noble Maiden Fair</a>, przy której usypiałam całe dzieciństwo.

<i>A naoidhean bhig, cluinn mo ghuth
Mise ri d' thaobh, O mhaighdean bhan
Ar righinn oig, fas as faic
Do thir, dileas Fein
A ghrian a's a ghealaich, stuir sinn
Gu uair ar cliu 's ar gloire
Naoidhean bhig, ar righinn go
Mhaighdean uashaill bhan</i>

 Uśmiech zagościł na mojej twarzy, kiedy śpiewałam. Moje palce zatańczyły ostatni raz na klawiszach, kiedy do pokoju weszła Matylda. 
Wstałam i wygładziłam pożyczoną od niej czerwoną spódnicę, a następnie odezwałam się:
 - Matyldo, mam propozycję. Nie znam tu wszystkich, nie wiem, skąd, to znaczy z jakiej baśni wyszli i podejrzewam, że nie każdy zna każdego do końca... - zaczerpnęłam tchu - więc może zwołałabyś...hmmm... naradę? wieczorek zapoznawczy?, żeby każdy mógł się ogarnąć? - skończyłam swój wywód. 
(Matyldo? Izka/? Ariel?)

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Anders- rozmowa

 - Masz tutaj całkiem nieźle urządzone - zauważyłem, rozkładając się na łóżku Matyldy. Byłem zmęczony podróżą, ale nie mogłem odpuścić sobie "rozmowy z nią w cztery oczy". Dziewczyna stała przy oknie, obserwując i rozmyślając. Odwróciła się w moją stronę.
 - Całkiem nieźle? - udawała zbulwersowaną, ale wyczułem, że była raczej rozbawiona. - Tyle czasu spędziłam projektując to wszystko, a ty mówisz "całkiem nieźle"? - złapała poduszkę i cisnęła nią w moją stronę. Nie zdążyłem zrobić uniku i poduszka trafiła mnie w sam środek twarzy. Nie zostałem dłużny i rozpętała się prawdziwa bitwa. Byłem pewny, że słyszeli nas w całym domu. W pewnej chwili Matylda zatrzymała mnie gestem i spojrzała mi w oczy.
 - Anders… - zaczęła, gdy zdała sobie sprawę, jak blisko siebie się znaleźliśmy. Podczas mini-potyczki przemieściła się tak bardzo, że teraz praktycznie na mnie leżała. Zmierzyłem ją wzrokiem i uśmiechnąłem się zalotnie, lecz niepewnie. Mati speszyła się, ale nie wstała. Objąłem ją w talii i pocałowałem. Zaczęło się robić gorąco, nasze oddechy przyspieszyły, a oczy i dłonie błądziły po niezbadanych do tej pory terytoriach. Nagle ona spięła się, nie pozwalając mi kontynuować. - Anders, zanim zaczniemy… jedna rzecz nie daje mi spokoju.
Ciężko nabierałem powietrza, z trudem się od niej oderwałem. Pociągała mnie jej sylwetką - smukła, ale wysportowana. Nie wiedziałem, po co zwlekać, ale skoro chciała…
 - Nie wyjaśniłeś mi jeszcze - zaczęła tonem, od którego od razu zrobiło mi się zimno. Cała atmosfera prysła. - sprawy magii krwi.
Westchnąłem ciężko. Cóż zrobić, ot - kobiety!
 - Mati, skoro naprawdę musimy o tym rozmawiać w takim momencie… I skoro naprawdę chcesz wiedzieć… Skoro musimy przez to przechodzić po raz drugi… Skoro…
 - Przejdź do rzeczy.
 - Bałem się, Mati. Bałem się, że nie będziesz chciała. Znałaś ryzyko, wiedziałaś, co się mogło zdarzyć. Dopiero cię uczyłem, nie byłem jeszcze pewien twoich możliwości. Poza tym… - głos lekko mi drgnął, skarciłem się w myślach za tę chwile słabości. Musiałem udawać wrażliwego, ale emocje zaczynały brać górę nad rozsądkiem. - Myślałem, że jeśli nie powiem ci o tym, odsunę to jakoś od nas. Że to przestanie być magia krwi, która zrujnowała mi życie - jeszcze w życiu nie powiedziałem większego kłamstwa. Tchórzostwo z tchórzostwa było gorsze niż tchórzostwo w afekcie, więc wolałem tę drugą, fałszywą wersję. - Wiedziałem, że będziesz chciała ją uratować, ale czy za taką cenę?
Dziewczyna przyglądała mi się niepewnie. Nie wiedziałem, czy wyczuła kłamstwo. A co jeśli tak? Ona tylko uśmiechnęła się boleśnie, pocałowała mnie przelotnie, wstała, ogarnęła się i wyszła z pokoju. Leżałem jeszcze długo w rozpiętej koszuli, przyglądając się miejscu, gdzie jeszcze niedawno widziałem tę nieprzewidywalną, cudowną postać.