piątek, 28 lutego 2014

Matylda- niespodziewany gość

Kaan wparował do mojego pokoju, w którym toczyła się rozmowa między mną, Festus, Alistairem i Andersem. Zaczął mówić chaotycznie o swoim przeczuciu i pochodzeniu. I skąd on na litość boską miał te miecze?! Mamy XXI wiek! Czarnowłosa i templariusz rozmawiali z przybyszem a ja i mag tylko się przyglądaliśmy. Kaan choć dopiero się zjawił wzbudził moje zaufanie. Ale nie zamierzałam ot tak zacząć robić wszystko zgodnie z jego wolą. Na moją przyjaźń trzeba sobie zapracować. Poszliśmy w piątkę do kuchni. Ze zdziwieniem zauważyłam, że słońce stało już wysoko na niebie a co więcej chyliło się już ku zachodowi zalewając pomieszczenie pomarańczowym blaskiem. Zastaliśmy tu Kinnat, Ariel, Ala i Izkę. Zdziwieni wybałuszali oczy.
-To Kaan. Przyłączy się do nas.- powiedziałam niepewnie. Rozgorzały rozmowy a na stole pojawiło się jedzenie i picie. Ktoś uzupełnił zapas piwa. Może nawet było go więcej niż poprzednio. Otworzyłam butelkę i zaczęłam wlewać w siebie złoty trunek. Nie wiedziałam co myśleć o nowym. Zjawił się nagle niewiele o sobie mówiąc. Trzeba będzie wyciągnąć z niego parę informacji. Pan Skoczysław zakręcił się na blacie za moimi plecami. Nie było mleka ale chyba zadowolił się odrobiną rozlanego przeze mnie piwa. Wsłuchiwałam się w rozmowy wyrzucając powoli z moich myśli wspomnienie rozmowy mojej i Andersa.
-Więc może powiedz nam... Dlaczego szukałeś akurat nas? I dlaczego w ogóle szukałeś? Nie chodzi mi o to, że czułeś. Skąd nas znasz? Hmm?

Kaan- pierwsze wrażenie

Stałem pod drzwiami słysząc ich rozmowę. Targały mną wątpliwości.
-A co jeśli mnie odrzucą?- spytałem sam siebie. Rozumiałem, że mogą różnie zareagować. Przecież jestem im właściwie obcy. Jednak nie miałem wyboru. Tylko oni mi zostali, tylko oni... To moja jedyna i ostatnia nadzieja...
Stałem tak pod drzwiami jeszcze kilka minut aż w końcu się zdecydowałem i nacisnąłem klamkę. Nie otworzyłem jednak drzwi, stałem tak w bezruchu jeszcze kilka chwil. Myśli latały mi po głowie jak oszalałe. Jednak nareszcie się przełamałem i wszedłem do pokoju, w którym przebywali.
-Witajcie- powiedziałem krótko.- Nazywam się Kaan, dla ludzi mgielny łowca. Nie znacie mnie ale to lepiej. Ja właściwie też was nie znam, szukałem was od kilku dni bezskutecznie. A gdy chciałem odpocząć dowiedziałem się, że tu jesteście.
-A o co ci właściwie chodzi? Dlaczego nas szukałeś?- zapytał Alistair.
-Chcę wam pomóc! Chcę się do was przyłączyć! Nazwij to jak chcesz. Chcę was wesprzeć! Nie boję się śmierci, nie mam nic do stracenia.- powiedziałem sięgając zza pleców swoje oba ząbkowane miecze.- Balastem też nie będę. Umiem sobie poradzić.
-Interesujące.- szepnęła Festus.- Z jakiego powodu chcesz nas wesprzeć?
-Nie wiem... Po prostu czuję, że tak muszę zrobić, że cały chaos wokół mnie to część czegoś większego.
-Jaki chaos masz na myśli?
-Wszystkie wydarzenia związane ze mną w szczególności wybicie całej mojej rodziny i rozczłonkowanie cała brata, które znalazłem u siebie w domu. Wiem, że to może ktoś opętany. Jednak nie możliwe, że wszyscy naraz...
-Zaraz, zaraz! Jaki opętany?!- wtrącił Alistair.
-Opętany to członek mojego rodu, który stracił zmysły z powodu rytuału Kirgo czyli oczyszczenia. Raz w roku tracą nad sobą kontrolę i wtedy są niebezpieczni a co gorsza nie odróżniają wroga od sojusznika.

Nowy!

Dziś dołączył do nas Kaan. Bardzo tajemniczy jegomość, który na dodatek nie przysłał zdjęcia więc ludzie wysilcie wyobraźnię :) Witamy Kaan'a!

środa, 26 lutego 2014

Matylda- pochodzenie Festus

-Anders, to była magia krwi. Nie możemy ot tak o tym zapomnieć.- tłumaczyłam magowi. Siedzieliśmy w moim pokoju. Przyszedł zapewne z nadzieją na jakieś namiętne zdarzenie ale oparłam się. Siedziałam na łóżku, on naprzeciwko w fotelu obrotowym. Ręce miał złożone w piramidkę a brwi zmarszczone. Po chwili usiadł obok mnie na miękkim materacu.- Zmusiłeś mnie podstępem do tego abym uczestniczyła w tym rytuale. Wiedziałeś, że nie pozwolę Festus umrzeć. Zresztą nieważne kto z nich by tam leżał i tak bym to zrobiła. Ale na litość boską mogłeś powiedzieć mi wcześniej!- W tej chwili usłyszeliśmy pukanie a drzwi pokoju otworzyły się. Weszła Festus prowadząc za sobą za rękę Alistaira. Dziewczyna rzuciła do Andersa, że on powinien coś wiedzieć ale nie zrozumiałam o co jej chodziło. Nagle wpadłam na coś po paru wymienionych zdaniach i wysuniętej teorii o pochodzeniu Festus.
-Jeśli mogę wtrącić to... Czy pamiętacie co przytrafiło się Causlandom?- wszyscy spojrzeli na mnie. Poczułam, że lekko się rumienię od nadmiaru spojrzeń.- Eh... Arl Howe był zaufanym doradcą twojego ojca, Festus. I być może nie wiesz o tym bo dopiero zaczęłaś grę ale on was zdradził. Gdy twój ojciec miał dołączyć do twojego brata na wojnie on wymordował wszystkich ludzi, którzy zostali. Wszystkich. Twoja bratowa i bratanek umarli. Twoja matka została z umierającym ojcem a ty ruszyłaś z Duncanem żeby zostać szarą strażniczką.- dokończyłam. Czarnowłosa dziewczyna patrzyła na mnie z otwartymi ustami. Chłopacy unosili brwi. Chyba powinnam lepiej dobierać słowa. W końcu powiedziałam jej, że prawie wszyscy jej bliscy zginęli. Alistair objął ją ramieniem. Czulej niż robił to wcześniej. Usiedli na łóżku. Ja i Anders staliśmy.
-Ah... a ty? Co masz mi do powiedzenia?- skierowała pytanie do maga.

Festus- Cousland

Gdy tylko nasze usta się spotkały, mój umysł zalała fala zatartych wspomnień. Ogromny zamek, stara piastunka, pies z dziwnymi malunkami na sierści. Mężczyzna, Howe, którego nienawidziłam. Chłopak, podobny do mnie, z mieczem wśród krzyku dożynanych ofiar. Ktoś leżący na podłodze, cały we krwi. Ogień, oblężenie. Moja biologiczna matka, z którą ramie w ramię przebijamy się przez zbrojnych. Niski strop, belka, a potem ciemność. Przebłyski, jak z mamą przebijałyśmy się przez ukryty tunel. Czułam zapach krwi i ognia, dym i rdzawy posmak. Dużo światła. I śmierci.
Odsunęłam się od Alistera, dysząc ciężko.
 - Chyba się nie pośpieszyłem… Festus? Co się stało? - patrzył na mnie troskliwie. Nie mogłam złapać oddechu, nie byłam pewna tego, co widziałam. To doznanie było… ciekawe. Budziło we mnie dawno zapomniane uczucia: determinację, odwagę i chęć przeżycia. Wolno dochodziłam do siebie.
 - Alistair to… - wyszeptałam, gdy tylko znowu mogłam mówić. - Naprawdę było cudowne - spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się. Ładnie. - Ale muszę się zobaczyć z Andersem.
Zaskoczyłam go bardziej niż bardzo. Wstałam, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do pokoju Matyldy. Zapukałam grzecznie, po czym zastając ich siedzących blisko siebie (zdążyli się pewnie ogarnąć) opowiedziałam, co się przytrafiło. Ekscytacja już mi mijała, poziom adrenaliny spadał.
 - … więc pomyślałam, że kto jak kto, ale ty Anders powinieneś coś o tym wiedzieć - zakończyłam z wypiekami na twarzy.
 - Hmm… mężczyzna zamyślił się, wstał i zaczął krążyć po pokoju. Alistair obserwował to z niepewnością w oczach.
 - Jeśli mogę wtrącić to… - podsunęła Matylda. - Czy pamiętacie, co przytrafiło się Couslandom?
Spojrzałam na nią ciekawa.
 - Co masz na myśli?

poniedziałek, 24 lutego 2014

Alistair- powrót

Leżeliśmy wszyscy na twardej podłodze mieszkania Festus. Byliśmy tu wszyscy. Po chwili zaczęliśmy się podnosić. Jedni zaczęli sprawdzać czy wszystkie części ciała są na swoim miejscu drudzy przytulać siedzących obok przyjaciół. Podszedłem do gospodyni i pomogłem jej wstać.
-Nic ci nie jest? No wiesz... kiedy tam leżałaś...- jąkałem cicho. Potem machnąłem ręką. Gdy wszyscy już wstali Festus zaprowadziła nas do kuchni. Zapytała czy ktoś jest głodny ale chyba wszystkim było za dużo wrażeń jak na jeden dzień więc sięgnęliśmy tylko po napoje. Na szczęście obecnych było par butelek piwa. Odprężyliśmy się choć trochę.
-Właściwie to co to było?- zapytała po pewnym czasie Kinnat. Wszyscy wiedzieli co miała na myśli. Wszyscy wyczekująco spojrzeli na Ariel. Milczała.
-Ona straciła głos.- podpowiedziała nam cicho Matylda.- To byli słudzy Urszuli. Wiedźma przyszła i ukradła jej to co miała najcenniejsze.
-Skąd ty to wiesz?- zapytała Izka zwracając głowę w moją stronę. Że ona nie widzi to wiedzieli wszyscy. Ariel nawet jakby mogła to nie poinformowałaby nas o tym. Była zbyt dumna.
-Ahh... napisała mi to na kartce.- odpowiedział znudzony Kapturek. Po dopiciu wszyscy rozeszli się po pokojach. Ale ja wciąż nie mogłem spać. Przechadzałem się długi czas. Zegarek na komódce wskazywał godzinę 13:17. Przechadzałem się po nowocześnie urządzonym mieszkaniu gdy natknąłem się na korytarz, którego wcześniej nie widziałem. Na końcu były drzwi. Cicho je otworzyłem i ujrzałem siedzącą na łóżku Festus.
-Ah! To ty. Jak mnie znalazłeś?
-Po prostu chodziłem.- zapadło milczenie.
-Wiesz, rozmawiałam z Andersem. Mówił, że mnie pocałowałeś żeby spełnić baśń... Dziękuję.- wydukała prawie szeptem rumieniąc się. Machnąłem ponownie ręką ale nie wiedziałem co dalej. No bo co niby miałem zrobić. W jednej chwili znalazłem się obok niej i trzymałem jej twarz w dłoniach. Czarne włosy lśniły w blado-fioletowym świetle lampy. Jej oddech stał się nagle szybszy a serce biło w nieregularnych odstępach. Spojrzałem w jej niebieskie oczy pytając bezgłośnie o przyzwolenie. Rozszerzyła lekko usta a ja przylgnąłem do nich czując słodką woń jej oddechu.

niedziela, 23 lutego 2014

Pan Skoczysław- na ratunek

Leżałem na komodzie w salonie i nagle zgasło światło. Usłyszałem łomot, ciche krzyki i z powrotem stało się jasno. Nikogo nie było. Z naszej ekipy. Leżałem dalej niewzruszony przyglądając się dwóm facetom w czarnych ciuchach. Rozmawiali ze sobą zawzięcie potem wyszli. Ale coś zostawili. Na niskim taborecie leżał jakiś pilot. Po środku był wielki czerwony guzik. "Jakaś kiczowa komórka"- pomyślałem. Patrzyłem na nią z miejsca i zacząłem się zastanawiać czy ma to jakiś związek ze zniknięciem baśniowej spółki. Może powinienem to wcisnąć? Nie! Zwinąłem się z powrotem w kłębek i zasnąłem. Ale nie spałem długo. Nie dawało mi to spokoju. Zeskoczyłem na podłogę i podbiegłem do pilota. Wcisnąłem guzik. Pomieszczenie zasnuło się mgłą. Gdy opadła odsłoniła ekipę. Położyłem się na oparciu sofy i zasnąłem.

sobota, 22 lutego 2014

Al- do Izki

Andres i Alistair kazali mi czekać w tym ciemnym pomieszczeniu. Przez ścianę nie było już nic słychać. Zostałem sam. Najbardziej martwiłem się o Izę.
- Chłopaki?! - krzyknąłem w dół dziury.
Odpowiedział mi mój własny głos zniekształcony przez echo. Przygryzłem dolną wargę. Niby kazali czekać, ale nie mogę tu siedzieć wieczność.
- Izka?
Znowu echo. Nie podobała mi się wizja siedzenia samemu w ciemności. Skoczyłem.
Wyładowałem na jakiejś ulicy. Pierwszy raz w życiu byłem porządnie ubrany. Wielki turban, białe ciuchy.
- Łał - zaśmiałem się.
Pod moimi nogami leżała lampa.
- A gdzie mój dywan?! - uprzytomniłem sobie.
Lampa mnie nie interesowała. Wyglądała na dostatecznie nową. Za to nigdzie nie było reszty.
- Gdzie Izka? - pomyślałem na głos i do głowy przyszedł mi świetny pomysł.
Chwyciłem lampę i potarłem ja starannie. Wyłonił się z niej nikły dymek. Szybko ukształtował się w wyraźną postać.
- Al! - krzyknął stosunkowo młody dżin.
- Nie wiem skąd mnie znasz, ale streszczajmy się - zrzuciłem wielki turban z głowy.
- A twój ślub z księżniczką? - mieszkaniec lampy był zszokowany jak ja.
- Księżniczka? Ślub? Ja chce wrócić do mojej Izki! Przenieś mnie do niej, a potem bądź wolny - zasalutowałem mu.
Ten gest go zdziwił, ale szybko zabrał się za czary. W samą porę, bo w oddali ujrzałem dręczącą mnie wszędzie postać, choć nie pojmowałem skąd się tu wziął ten wredny typek. Świat zawirował, a ja pojawiłem się w jaskini. Tuż po tym weszła Izka. Przywitałem ja rozradowany i czule pocałowałem w czoło. Jej oczy były czarne jak noc.
- Będzie dobrze - powiedziałem spokojnie - A wiesz czemu będzie dobrze?
- Czemu? - spytała, a jej czarne, puste oczy spojrzały na mnie.
- Bo... Kocham Cię Iza - przytuliłem ją mocniej.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Iza- przerażająca wizja

Byłam akurat na korytarzu, rozmawiałam z Alem  kiedy zgasło światło
-  Nie lubię ciemności – wyszeptałam w przerażeniu
- Spokojnie jestem tu chodź  nic nam nie będzie – w ciemności odszukał moją rękę, chwycił ją  i pociągnąwszy do siebie pocałował w czoło. Gdy nagle poczułam jak  coś strasznie obślizgłego  obwija mi się wkoło nóg i  mnie ciągnie. Krzyknęłam  wyrwana z obcięć Aladyna słyszałam jakiś odgłos przedzierający się przez knebel a potem ciemność, walnęłam głową o podłogę ot przyczyna czemu straciłam przytomność.
Ocknęłam się w jakimś pomieszczeniu i zobaczyłam Kinnat  patrzącą na mnie
- O już wstałaś jak dobrze trzeba do nich iść !   - wskazała na zapadnie w podłodze
- Gdzie Al ! – krzyknęłam przestraszona
- Nic mu nie będzie spokojnie choć – wstałam i poszłam za dziewczyną ujrzałam zamek wielki zamek z ładnym ogrodem
- Zaraz przyjdę -powiedziałam do Kinnat  
- Izka nie…- nie zdążyła weszłam do zamku stał tam wielki potwór, Bestia. moja Bestia  spędziłam w tym zamku wieczność więziona  przez tą Bestie  pewnego razu jednak powiedziałam co o nim myślę. Od  tego czasu potwór się zmienił, kilka dni później na swoim łóżku zobaczyłam piękną żółtą suknie z kartką abym ją włożyła ubrałam się i zeszłam na dół  po schodach zobaczyłam Bestie we fraku i z ładnym uśmiechem. Zaczęliśmy tańczyć. Zakochiwałam się w nim.To okropne. Wiedziałam że to nie on. Ja kocham Ala i tylko jego, ale gdy tańczyłam poczułam jakby w ogóle nie istniał, ja go kochałam. Bardzo. A teraz miałam o nim nie pamiętać ? Żyłam z Bestią długo lecz kiedyś sprawy potoczyły się tak, że moja Bestia umarła. Pochyliłam się nad nim i słyszałam zimny obślizgły głos
- No dalej pocałuj go jak tego nie zrobisz on umrze. Dalej Bello. No już!
- Nie. Ja nie chce! Ja go nie kocham. Żyj Bestio, żyj. Gdzie jest mój Al? Ja go kocham wiedźmo, gdzie on jest?!!!- w tym momencie Bestia rozpłynęła się wraz z zamkiem, moim oczom ukazał się martwy Al, zaczęłam krzyczeć i płakać   i w pewnym momencie znowu usłyszałam  wiedźmę.
- Hahahaha dostałaś to czego pragniesz. Teraz twój świat na zawsze ogarnie ciemność!!! Hahahaha!! – zamknęłam oczy a gdy je otworzyłam nie widziałam nic. Czułam łzy na moich policzkach i usłyszałam słodki głos Kinnat
- Izka? Wstań Izka. Słyszysz mnie? Iza?!
- Tak słyszę. Gdzie Al? Gdzie Mati, Festus? Gdzie oni są? -wykrzyczałam  
- Tam. Chodź. Chwila. Twoje oczy. One są czarne! Co się stało Iza? Widzisz mnie? – pokręciłam głową nagle, czułam że powietrze się zmieniło, weszliśmy gdzieś czułam ręce na swojej tali i mój ukochany szept który tak bardzo pragnęłam usłyszeć
- Izuś proszę cię powiedz mi że nic ci nie jest – wyszeptał
- Moje oczy – wydukałam – ja… ja … nie widzę- odchylił mnie żeby popatrzeć mi w oczy

- One są czarne Izka jak ja się o ciebie bałem – poczułam jak mnie mocno przytula i całuje w czoło. Teraz już wiedziałam że jestem bezpieczna przy nim bo go kocham a on mnie…

Matylda- akcja ratunkowa

Powiedziałam Kinnat i budzącej się Izce że jeśli nie przyjdziemy za pół godziny to mają zjechać tym tunelem. Usłyszałam głos Andersa mówiący, że to samo powiedział Alowi. Ja i Ariel zjechałyśmy na dół. Wylądowałyśmy na Jesiennej łące. Wiatr niósł ze sobą złote liście i zapach krwi. Posoka kapała z gałązek na brązowiejącą trawę. Wstałam i wepchnęłam białą koszulę w legginsy. Śmietankowe buty pobrudziły się lekko od ziemi. Ariel rozglądała się zachwycona.
-Z czego się tak cieszysz?- zapytałam zdziwiona jej reakcją. Spojrzała na mnie równie zaskoczona.
-Nie lubisz plaży? zapytała. "Plaży?"
-To jakieś pobojowisko a nie plaża.- powiedziałam. Spierałyśmy się chwilę.
-To jest dziwne.- uznała w końcu.
-Myślę, że każdy widzi to co chce zobaczyć. Albo to czego się spodziewa. Nie wiem... Na pewno każdy widzi coś innego.- Pojawił się Anders. Podszedł do nas.
-Musimy znaleźć Alistaira i Festus. Macie jakieś propozycje?
-Może tam?- spytała Ariel spoglądając w stronę przesłoniętej małym laskiem jaskini. Pobiegliśmy tam. Alistair klęczał przy Festus leżącej na przewalonym pniu pomiędzy drzewami. Nie oddychała. Ariel zabrała mężczyznę z borku. Anders wyjął nie wiadomo skąd parę rzeczy. Wyciągnął do mnie rękę.
-Słuchaj. To co teraz zrobię może ci się nie spodobać ale jeśli chcemy ją ocalić to tak trzeba.- powiedział wyciągając nóż. Cofnęłam mechanicznie dłoń.
-Co ty chcesz zrobić?- zapytałam podejrzliwie. Zmarszczył brwi.
-Nie będę cię oszukiwał. Zawsze widziałem, że jesteś pojętnym uczniem. Zdolniejszym niż Kinnat. Od początku chciałem nauczyć cię magii krwi. Teraz jest okazja! Możemy uratować Festus a ty staniesz się jeszcze silniejszym magiem!- mówił podekscytowany z opuszczonym ostrzem. Cofnęłam się jeszcze o krok.
-Ale dlaczego nie zrobisz tego sam?
-Jeśli zrobiłbym to sam musiałbym oddać jej całą swoją energie życiową a sam bym umarł. Jeśli jesteśmy we dwoje to oddamy jej po połowie i przeżyjemy. Pomyśl. Możemy ją uratować.- Spojrzałam mimowolnie na przyjaciółkę. Leżała na pniu blada jak nigdy wcześniej.
-Zgoda- powiedziałam i podałam dłoń Andersowi. Złapał ostrze i rozciął sobie skórę szybkim ruchem. Potem zrobił to mi. Wokół nas stanęła ściana z krwi i utworzyła nad naszymi głowami szkarłatne sklepienie. Poczułam jak miękną mi mięśnie. Zaczęłam mówić językiem, którego nie znałam. Anders rozciął skórę na dłoni Festus. Ściana zaczęła wsiąkać w ranę martwej dziewczyny. Kruche włosy znów zaczęły nabierać blasku. Czułam jak sklepienie coraz bardziej mnie przytłacza. Nagle upadłam. Obok klęczał Anders podtrzymując się na pięści. Spojrzałam na niego nieufnie. Nie mogłam uwierzyć, że od początku chciał mnie tak wykorzystać. Festus głośno zaczerpnęła oddechu i usiadła.
-Ahh gdzie jesteśmy?- zapytała śpiewnie. Uśmiechnęła się ale zaraz odrobinę zbladła widząc nasze twarze. Wytłumaczyliśmy jej co się stało wzorując się głównie na opowieściach Alistaira. Potem wyszliśmy z lasku. Na polance, plaży czy czymś tam innym zastaliśmy już wszystkich. Uznaliśmy, że udamy się do jaskini i pomyślimy co dalej. Ariel powiedziała, że popływa chwilę. Gdy weszliśmy do groty wszyscy legli do drzemki. Anders spojrzał na mnie wyczekująco ale położyłam się obok Kinnat. Zasnęłam.

Śniła mi się krew. Staliśmy całą ósemką na podłodze zalanej krwią. Festus wyglądała na silniejszą niż wcześniej. Ariel też wyglądała inaczej. Znów walczyliśmy. Upadłam pod naporem wroga a krew wypływała ze mnie przez liczne ugryzienia. Ślady zębów układały się w półksiężyce. Kły.

Obudziłam się zziębnięta. Podeszła do mnie Ariel.
-Ariel a co tobie się stało?- nie odezwała się. Poruszyła zabawnie ustami.- nie baw się ze mną tylko powiedz.- wyjęła z mojej torby szkicownik i ołówek. Nabazgrała coś na kartce i pokazała mi ją.- Nie możesz mówić...

Ariel- utracony skrab

Widziałam, po prostu wiedziałam. Gdy tylko zgasło światło do głowy przyszła mi nieprzyjemna myśl. Potem poczułam śliskie ręce. Przeszedł mnie dreszcz - niczym kopnięcie prądu.
- Co syrenko? - zarechotał głos.
Ocknęłam się tam gdzie wszyscy. Festus na pewno żałowała, że mnie nie posłuchała. I spadek w dół... Wylądowałam na plaży. Piękne słońce. Woda! Podbiegłam do niej, ale coś mnie zatrzymało.
- Śpiewaj - szepnął głos bez właściciela.
- Nie - szepnęłam i pokręciłam głową - Nie.
- ŚPIEWAJ! - zaryczał.
- Wyjdź wiedźmo, bo ja nigdy nie zaśpiewam!
Poczułam zimny dotyk w gardle i.... zaśpiewałam.
- Aaaaaaa.....aaaaaaa.....aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa...........


Zabrała mi głos. Widziałam jak złota, śpiewająca kulka unosi się przed mną. Kilka łez spłynęło mi po policzku. Usłyszałam szaleńczy śmiech.
- Możesz spotkać resztę... jeśli jeszcze żyją.
Pobiegłam brzegiem plaży. W oddali ujrzałam moją torbę. Sebastian!
- Ariel! - krzyknął, wchodząc po moim ramieniu - Co się stało?
Wskazałam na gardło.
- Boli cie gardło?
Pokręciłam przecząco głową. I poklepałam gardło. Musnęłam je, ręką podążając ku górze.  Zrozumiał.
- Straciłaś głos!
Kiwnęłam smutno głową. Ruszyliśmy w stronę jaskini majaczącej w oddali. Usłyszałam głosy. byli tam. Nie wiem czy wszyscy, ale byli.  Moje bose, zauważyłam to dopiero teraz, stopy stanęły na zimnej skale. Zauważyłam pogryzioną Matyldę. W głębi był ktoś jeszcze. Miałam ochotę odnaleźć Festus i porządnie na nią nakrzyczeć, ale nawet jeśli tu była..... Nie mogłam. Ze zwieszoną głowa usiadłam obok Mati.
- Ariel - odezwała się , siląc się na spokój - A co tobie się stało.
"Nie mogę mówić" poruszyłam ustami.
- Nie baw się ze mną tylko powiedz - speszyła się.
Otrzymała za to ode mnie kuksańca. Sięgnęłam po jej torbę. Ponoć lubi rysować. Powinna mieć kartkę i jakiś ołówek.
- Ej!  - krzyknęła.
Znalazłam co trzeba i naskrobałam kilka zdań ołówkiem. Wręczyłam kartkę dziewczynie.
"Nie mogę mówić. Potrzebowałam kartki, a że nie rozumiałaś to sama się poczęstowałam, okej?"
- Nie możesz mówić? - spytała.
Wywróciłam oczyma. Jednak potem pokiwałam głową. Jeszcze by nie zrozumiała.

niedziela, 16 lutego 2014

Alistair- z odsieczą

Zgasło światło i straciłem przytomność. Gdy się obudziłem znajdowaliśmy się z Alem i Andersem w ciemnym pomieszczeniu. Mag siedział i recytował półszeptem jakieś formułki. Wokół niego roztaczała się jeszcze większa ciemność niż gdzie indziej... a może tylko mi się zdawało? Jego rozpięta koszula była poplamiona dziwnym śluzem. Jakby trzymał rybę. Zauważyłem podobne ślady na ubraniach Ala i moich.
-Co się dzieje? To ty za to odpowiadasz Anders?- zapytałem z wyrzutem stojąc za jego plecami.
-Nie ale jeśli zaraz się nie zamkniesz to nie dowiem się kto jest winny.- odpowiedział nie odwracając się. Po chwili wstał.- Za ścianą są dziewczyny. Izka chyba jest nieprzytomna a Mati właśnie się obudziła ale ogólnie wszystko jest OK.- W tym momencie usłyszeliśmy huk.
-Wszystko jest OK?- zaszydziłem. Mag od siedmiu boleści. Skupił się.
-Eh Festus gdzieś spadła. Z tego co udało mi się ustalić obydwie sale są identyczne więc w naszej też powinna być zapadnia.- przeszedł się kilka razy po pomieszczeniu. Potem zatrzymał się mniej więcej na środku.- Tutaj.- spojrzał na mnie.- Chcesz po nią iść?- pokiwałem szybko głową. Ustawił mnie na zapadni i usiadł naprzeciwko. Chwilę nic się nie działo ale w końcu po jego twarzy prześlizgnęły się niebieskie nitki elektryczności i spadłem. Wylądowałem na łące. Przebiegłem przez szklarnię ze zwiędniętymi roślinami i czymś uformowanym na kształt łoża z kamienia nakrytego białym płótnem. Wybiegłem. Zauważyłem domek i szybko do niego pobiegłem. W środku było pusto. Tylko zniszczony stół, na wpół zgniłe jabłko i Festus leżąc bez tchu na podłodze. Podbiegłem do niej. Nie oddychała. Podniosłem ją i dokładnie rozejrzałem się po domu. Wszystkie pomieszczenia były puste i zakurzone. Zaniosłem ją do szklarni i położyłem na kamiennym łożu. Delikatnie żeby nic jej nie zrobić. Wyglądała teraz tak niewinnie. Nie mogłem znieść myśli, że tera umrze. Przypomniałem sobie o baśni, którą mi opowiadała. Skończyła się tym, że książę pocałował Śnieżkę i ona ożyła... Nie zastanawiając się długo pochyliłem się nad nią i złożyłem na jej miękkich ustach pocałunek. Jej słodkie, zimne wargi wydawały się być wyrzeźbione z kamienia. Odsunąłem się i spojrzałem na nią. Nic się nie zmieniło. Szturchnąłem ją lekko w ramię i znów pocałowałem.
-Festus?- poczułem, że opadam z sił.- Festus obudź się! Słyszysz? Masz się obudzić!!- Milczała niewzruszona moimi nawołaniami. Przykląkłem przy kamieniu i pochyliłem głowę opierając się o zimny marmur. Schowałem twarz w jej zimnej dłoni.

Obudziły mnie kroki. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem Andersa, Matyldę i Ariel. Dziewczyny podeszły odciągając mnie od czarnowłosej a mag zbadał ją.
-Dobrze... Ariel zajmij się przez chwilę Alistairem. Ja i Matylda spróbujemy uratować Festus.- Czerwonowłosa wyprowadziła mnie ze szklarni i już nie ujrzałem Festus.
-Muszę po nią iść.
-Nie! A w ogóle to nie znasz tej baśni? Nie próbowałeś jej uratować pocałunkiem?- zapytała.
-Próbowałem.- zamilkliśmy. Siedzieliśmy Patrząc byle gdzie byle nie w stronę szklarni. Po długim oczekiwaniu i głośnych krzykach z budynku wyszli Anders i Matylda. Wyraźnie wyczerpani choć ruda znacznie bardziej. Za nimi szła Festus.

Festus- napad

 - Posłuchaj Ariel - byłam zła. I poddenerwowana. Śledzili nas a ja tego nie zauważyłam. Kto mnie tak rozproszył? Alistair? - Niedaleko mój kampus. Jest tak napakowany elektroniką, że nikt się nie wedrze.
 - Nie doceniasz ich! - wrzasnęła na mnie. Tego było za wiele.
 - Zamknij się - wycedziłam powoli. - Rozumiem twój punkt widzenia. Ale nie pozwolę, abyś sobie na mnie używała.
 - Musimy coś zrobić, bo tamta o tam - wskazała ręką Matyldę. - będzie się tylko migdalić.
 - Daj mi szanse - Ariel nie wyglądała na przekonaną. Mimo to, pozwoliła się spokojnie zawieść do mnie i zaprowadzić do swojego pokoju. Wiedziałam, że całą noc nie zaśnie. Ja także.
Zostawiłam ich, aby się rozgościli, a sama zajęłam się przygotowywaniem pracowni do wywoływania. Miałam na poddaszu specjalny, czysty i zaciemniony kąt, gdzie co jakiś czas budowałam - to ciemnię, to stanowisko spawacza, to piłę do cięcia płytek… Szukałam właśnie klasera z filtrami, gdy złapał mnie templariusz. Poprawił mi włosy, a ja się uśmiechnęłam. Jego oczy nabrały dziwnego blasku. Zrobiło się niezręcznie.
 - Kim właściwie był twój ojciec? - zaskoczył mnie. Widać było, że nie dawało mu spokoju.
 - Mój ojciec? Nazywał się chyba Cousland, jeśli dobrze pamiętam.
 - Cousland! A więc jednak… a może to tylko zbieg okoliczności… - myślał na głos Alistair. Jego czoło słodko się zmarszczyło.
 - Zbieg okoliczności? Co masz na myśli?
 - Bo… u nas, w Fereldenie Couslandowie to zamożna rodzina.
 - Naprawdę? - byłam zaskoczona. Pochodziłam z gry komputerowej? - W takim razie przełażenie przez komputer to żadna nowość!
 - Pamiętasz, jak zginęła twoja prawdziwa matka?
 - Została… nie wiem - dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Nie znałam biologicznej mamy. Od zawsze żyłam z macochą.
Alistair przysunął się do mnie. Nie miał pojęcia, jak mnie pocieszyć. Schyliłam głowę.
 - Przestań. Do czego to doprowadzi? - zapytałam szeptem, wbrew sobie. - Wszystko wskazuje na to, że skończymy jak Anders i Matylda.
 - Aż tak bardzo by ci to przeszkadzało? - jego głos nabrał dziwnej barwy. Nigdy jeszcze go tak nie słyszałam. Przytulił mnie delikatnie. - Nie przejmuj się nimi.
Nagle zgasło całe światło. Pomyślałam, że to awaria, jak zresztą Iza i Matylda. Wszyscy jednak wypadli na korytarz. Alistair stanął za mną.
 - Co się dzieje? - zapytał przerażony mag. Odniosłam wrażenie, że ma rozpiętą koszulę. Mati też nie wyglądała świeżo.
 - Pewnie awaria - zauważyłam. Poczułam, jak ktoś ciągnie mnie do tyłu. Inne, śliskie dłonie zasłoniły mi usta. Świat się przyćmił. Straciłam przytomność.

Obudziłam się w dziwnej sali. Wszędzie było aż czarno. Jedynym źródłem światła była szklana ściana na środku. Zaklęłam pod nosem - zbagatelizowałam słowa Ariel i miałam za swoje. Obok mnie dochodziła do siebie pomału Matylda. Kinnat stała pod ścianą i badała, czy da się ją otworzyć. Było cicho. Usłyszałam jęk Ariel.
 - No pięknie, mówiłam że tak będzie! - powiedziała z wyrzutem.
 - Cicho, próbuję coś usłyszeć przez tę ścianę - zgasiła ją białowłosa.
 - Masz coś ciekawego? - zapytałam.
 - Wydaje mi się, że ktoś jest po drugiej stronie. Czuję lekko wibrującą moc, najpewniej Andersa, ale nie jestem pewna.
 - Anders! - krzyknęłam. Żadnego echa, żadnej odpowiedzi. - Dźwiękoszczelna ta szyba.
 - W dodatku francuska - zauważyła Ariel. - Skubana czarownica.
 - Co się stało? - zapytała Mati.
 - Porwali nas, przeklęte sługi Urszuli! - syrenka była zła. Okropnie zła.
Pod nami otworzyła się zapadnia. Zjeżdżałam na dół, słysząc krzyki Kinnat. Wypadłam na… łące. Zielonym pastwisku, z piernikowym domku na środku.
Nie było czasu do stracenia - musiałam się wydostać, ale nie miałam jak. Zablokowali nas. Coś zmuszało mnie do wejścia do środka budynku. Ktoś kontrolował mój umysł. Czy Anders nie wspominał czegoś o magach krwi?
W środku było jaskrawo. Na stole stało jedno dorodne, złote jabłko.
 - Oh, nie… - zdążyłam wyszeptać. Chwyciłam owoc i odgryzłam kawałek. Poczułam się błogo. - Ratunku…

Alistair- do lokum Festus

Festus powiedziała coś co niezmiernie mnie zaskoczyło. Jej ojciec pochodził z Denerim? Przecież to stolica mojego kraju! Przyglądałem się jej. Czarne włosy związane w koński ogon odbijały światło srebrnych gwiazd. Jakbym patrzył o północy na morze. Pewną ręką prowadziła auto. Potem wjechaliśmy na wielki most na rzece.
-Co to za rzeka?- zapytałem Festus.
-To Wisła.- powiedziała nie odrywając wzroku od ulicy. Szeroka rzeka rozlewała się na znaczną szerokość. Po chwili Festus zatrzymała samochód. Wysiedliśmy i przeszliśmy się kawałek. Zatrzymaliśmy się pod starym budynkiem a czarnowłosa wprowadziła nas do środka. Kluczyliśmy wąskimi korytarzami by zejść w dół po schodach. Naszym oczom ukazało się nowoczesne wnętrze.
-Więc witajcie w moich progach.
-Niezbyt skromnych jeśli mogę dodać.- powiedział z sarkazmem Anders. Potem przyszła starsza pani. "Stara Betty" jak się domyśliłem i zaprowadziła każdego do osobnego pokoju. Posiedziałem chwilę w moim a potem poszedłem się przejść. Natknąłem się na Festus przeglądającą jakieś regały.
-Co tam masz?- zapytałem. Spojrzała na mnie zaskoczona.
-Ach nic. Parę rzezy potrzebnych do pracy.- uśmiechnęła się ładnie. Niesforny kosmyk włosów znów opadł jej na czoło. Schowałem go jej za ucho muskając przy tym delikatną skórę. Poczułem się ciut niezręcznie.
-Ehm... Więc powiedz mi: kim właściwie był twój ojciec?

Ariel- podejrzenia

Nawet na chwile nie zmrużyłam oka. Patrzyłam tępo przez okno. Jednym uchem słuchałam o czym mówią inni, a drugim wypuszczałam. Czułam się tu nieswojo. Miałam wrażenie, że nic nie robimy. Za nami cały czas jechało ciemne BMW. Starałam się je ignorować, ale to nie było takie proste. Oni są na całkowitym luzie. Czuje, że tylko ja się czymkolwiek przejmuję. Robiło się coraz dziwniej. Wszyscy ledwo się znali, a już powstały trzy pary. Tylko ja i Kinnat nie miałyśmy nikogo. Ona ciągle próbowała się ze mną dogadać. Taka ugoda. Nie wyszło jej. Miałam ją po dziurki w nosie. Szanuję tylko ludzi, którzy szanują siebie i radzą sobie z rzeczywistością. Najczęściej są to wariaci, ale mi to nie przeszkadza. Przeszkadzają mi wrażliwe dzieciaki i ludzie, którzy nie wiedzą czego chcą. Do celu zostało 10 minut. Wszyscy się budzili. Westchnęłam tylko ciężko i wyciągnęłam z torby widelec. Przyglądałam mu się długo, a potem zakręciłam na nim kępkę włosów. Czesałam ją tak długo, aż samochód zatrzymał się z piskiem opon. Czarne BMW zatrzymało się pięćdziesiąt metrów dalej. Źle to dla nas wróży.
- Ktoś nas śledzi - rzuciłam do Mati wtulonej w Andresa - To chyba ważny fakt, nie?
Dziewczyna odkleiła się od "maga" i spojrzała na czarny samochód.
- Śledzi?
- Jadą za nami z Warszawy. Nie pojawili się w połowie drogi tylko na samym jej początku. Coś jest nie tak.
- Czerwona dramatyzuje - Festus uznała, że zmyślam.
Podeszłam do niej oburzona i żując gumę stanęła tuż przed nią.
- Myśl co chcesz, ale gdy będziesz siedziała związana i zakneblowana w ciemnej piwnicy czekając na śmierć.... Nie warz się powiedzieć, że nie ostrzegałam - dźgnęłam ją palcem w pierś - Żyję dość długo w takich okolicznościach, by wiedzieć co oznacza czarne BMW jadące za kimś drogę z Warszawy do Torunia. Bez najmniejszego zboczenia z trasy. Albo wracajmy do samochodu, albo właźmy gdzieś, bo ja nie chcę być zamordowana łopatą - zakończyłam ostro.
Nie można powiedzieć. Zrobiło to na niej wrażenie. Wiedziała, że mam rację.

Izka- na miejscu

Podróż przeminęła spokojnie siedziałam prze oknie z Meridianem na kolanach a Al obok z Abu na ramieniu. Całą drogę aż do postoju przegadaliśmy z tym chłopakiem zawsze miałam temat do konwersacji w sumie można rzecz wymienialiśmy poglądy na każdy temat opowiadałam mu o babci a on mnie słuchał naprawdę słuchał ! I do tego miał zaciekawioną minę, gdy opowiadałam jak tata uczył mnie grać na pianinie i śpiewać ( spytał czy mu kiedyś zaśpiewam i zagram na skrzypcach odpowiedziałam że to przemyśle ), opowiadałam o mamie i nawet o Kindze- mojej siostrze która zrobiła ze mnie służkę dla siebie i dla swojego chłopaka po raz pierwszy w życiu naprawdę się komuś wygadałam ze wszystkiego ! On natomiast snuł opowieści o tym jak się znalazł w europie i że słuchał chyba każdego rodzaju muzyki ale najbardziej pokochał muzykę uliczną to było w jego stylu. Postój był naprawdę udany przeszliśmy się po lesie zjedliśmy co nie co ( Mati uszanowała moje prawa wegetarianki i dała mi porcje bez drobiu za co szczerze dziękowałam ) gdy wsiedliśmy aby ruszyć dalej każdemu chciało się spać kółko przejęła Festus  a ja wtuliłam się w ciepłe ramiona Aladyna i zasnęłam bardzo słodkim i głębokim snem. Obudziło nie muśnięcie ręki chłopaka na moim policzku 
- Hej czas wstawać Ślicznotko - dobiegł mnie jego czuły szept (dziwne ale od czasu tego co się stało u stóp schodów nie poruszaliśmy tematu o pocałunku  w czoło ale zawsze ) w odpowiedzi się uśmiechnęłam odsunęłam się od jego ciepłego ciała i ziewnęłam 
- Już na miejscu ? - spytałam patrząc z zaciekawieniem przez okno 
- Tak teraz chyba idziemy do Festus - odpowiedział podając koszyk 
- Dziękuje - odparłam. Cała że tak powiem paczka wysiadła Al objął mnie ramieniem w pasie  czułam że policzki mi płoną  ruszyliśmy w stronę którą wyznaczyła Śnieżka szliśmy uliczkami Torunia oglądając wystawy sklepowe których motywem przewodnim były walentynki
- Poczekajcie momencik- przycupnęłam z torby wyjęłam karmę dla psów i małą miseczkę wsypałam troch mojemu drogiemu psiakowi i włożyłam do kosza gdzie teraz leżał a dla Abu kolejnego banana którym ją nakarmiłam. Po tym ruszyliśmy dalej gdy Al zagadał zmieniając temat dotyczący polityki 
- Niedługo walentynki planujemy jakąś imprezkę ? - popatrzył a jego śliczne oczy się zaśmiały 
- Nie wiem mam nadzieje że nie bo nie mam z kim iść - uśmiechnęłam się smutno  dostałam kuksańca w bok od Kinnat
- Jak to nie masz a on- wskazała na Ala
- Ja się chyba nie liczę - odparł z udawanym smutkiem
- Przestań liczysz !Przynajmniej dla mnie bardzo dużo ! - pocałowałam go w policzek po czym zrobiłam się czerwona jak Sebastian  i odwróciłam oczy Al patrzył na mnie z rozbawionym uśmieszkiem a Kinnat się śmiała po chwili każdy wybuchnął głośnym śmiechem a Al tyko mnie objął i po chwili szliśmy dalej zatrzymaliśmy się przy domu który przewyższył moje najśmielsze oczekiwania...

Festus- do samego Torunia

Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Na środkowych siedzeniach wszyscy słodko spali. Matylda i Anders migdalili się z tyłu.
 - Ciszej tam, nie mogę prowadzić! - powiedziałam głośno. Powoli się od siebie odsunęli. - Radzę wam się przespać, jak rano zajedziemy, zabieram wszystkich na miasto.
- Czy to jest trudne? - zapytał siedzący obok mnie Alistair.
- Znaczy co?
- No prowadzenie... auta.
- Wcale. Trudne są tylko przepisy.
- Przepisy?
- No tak, żeby móc prowadzić, trzeba nauczyć się przepisów i zdać specjalny kurs.
Mężczyzna zamyślił się.
- Jeździsz inaczej niż Matylda. Gdzie się tego nauczyłaś?
- W wojsku - odparłam krótko.
- Byłaś w wojsku? - ożywiła się Mati.
- Tak, przez pięć lat. Macocha mnie tam wysłała. Wydawało mi się, że już to mówiłam.
- Na nas nie patrz - wtrącił Anders.
- Robiłam herbatę - powiedziała Matylda i przytuliła się do maga.
Zapadła cisza. Panowały ciemności - Księżyc zdążył schować się za zachodnim widnokręgiem.
 - Wiecie... - zaczęłam. odpowiedziało mi słodkie chrapnięcie Mati.
 - Tak? - Alistair nie spał. Chyba tylko on.
 - Kiedy byłam mała, tata opowiadał mi historie ze swojego kraju. O pięknej stolicy, honorowej gwardii i naszej posiadłości rodzinnej. Do tej pory nie wiem, skąd pochodził. Chciałabym kiedyś wyruszyć w podróż - do Denerim, do domu.
 - Do Denerim? - spytał zaskoczony Templariusz.
 - Dziwne, prawda? Nie kojarzę tej stolicy...
Jechaliśmy dalej. Powoli wstawał świt. Wszyscy budzili się ze snu.
 - Dzień dobry! - powitałam przeciągającą się Kinnat, ziewającą Izkę, Aladyna i papużki z tyłu.  - Linie Festus company uprzejmie informują, iż do celu pozostało 10 min drogi. Wydaje mi się, że najpierw wejdziemy do mnie. Zobaczę, czy Stara Betty znajdzie dla was jakieś pokoje.


A to wnętrze mieszkanka Festus :)




sobota, 15 lutego 2014

Jubileusz!!!

Obywatelki i Obywatele! Mam przyjemność ogłosić, że dziś na naszym blogu stuknęło 1000 wejść! Znów składam wam wszystkim serdeczne Bóg zapłać i oby tak dalej :D

Matylda :)

Matylda- Droga do Torunia

Izka speszona wyszła z mojego pokoju. Spojrzałam na Andersa otwierając usta, w których wciąż czułam delikatne mrowienie, ale właściwie to nie wiedziałam co powiedzieć. Z miękkimi kolanami poszłam do korytarza. Nasza mała armia schodziła już po schodach. Założyłam płaszcz i stanęłam przy drzwiach. Mag wyszedł z mieszkania i poczekał aż zakluczę drzwi. Szliśmy na dół on- uśmiechając się, ja- rumieniąc. Na dole wsiedliśmy do samochodu. Al, Iza i Ariel zajęli miejsca z tyłu. Dziewczyny po bokach rozdzielone przez Ala. Po środku usiedli Festus i Alistair. Z przodu obok mnie Anders a przy oknie Kinnat.
-Pasy zapięte?- zapytałam. Pięć osób odpowiedziało mi głośno "tak", jednak Alistairowi i Andersowi trzeba było nieco wytłumaczyć. Włączyłam z odtwarzacza mój ulubiony zespół Video i ich genialną piosenkę "papieros" i wyjechaliśmy z parkingu. Skierowaliśmy się na północny- zachód. Spojrzałam na zegarek na desce rozdzielczej- było po szesnastej. Niedługo zacznie się ściemniać.
Gdy opuściliśmy na dobre zaludniony obszar w okolicach stolicy, słońce barwiło puszyste, lekkie chmurki na złoto- różowawy kolor. Względna cisza podsunęła mi myśl, że parę osób śpi. Kinnat drzemała spokojnie obok Andersa zmęczona jego wykładami na temat panowania nad mocą. Nie mogłam jej zrozumieć. Szybko uczyłam się zaklęć pokazywanych mi przez maga. W lusterku dojrzałam Festus śpiącą na ramieniu Alistaira. Dobiegł mnie z tyłu cichy chichot Ariel. Muzyka grała spokojnie. Jechaliśmy obok lasu.
-Ładnie tu co?- zagadnął mnie półszeptem Anders. Pokiwałam głową z nieskrywanym podziwem. Złoty dysk chował się powoli za drzewami. Mag pocałował mnie obok ucha i powąchał moje włosy. Zawsze myłam je szamponem brzoskwiniowym. Chwycił w palce jaśniejszy kosmyk i zaczął się nim bawić. Próbowałam nie zwracać na niego uwagi skupiając się na drodze ale co jakiś czas uśmiechałam się mimo woli. Mniej więcej w połowie drogi zrobiliśmy postój. Słońce schowało się za horyzontem a niebo ciemniało z wolna. Wyciągnęłam z bagażnika pojemniczki z sałatką z kukurydzy, ryżu, ananasa, kurczaka i sosem z majonezu i jogurtu naturalnego. Wręczyłam każdemu po pojemniczku (dla Izki bez drobiu) i bułce i przysiedliśmy na drewnianych ławeczkach w zajeździe. Potem weszliśmy kawałek w głąb lasu by rozprostować kości. Alistair użyczył ramienia Festus a Al poszedł w jego ślady w stosunku do Izki. Ariel, Kinnat i Anders zbili się w małą kupkę rozmawiając cicho. Poprawiłam kołnierz płaszcza idąc za nimi.W mojej torbie coś się poruszyło. Wychynęła z niej głowa pewnego wścibskiego, prążkowanego, rudego kota.
-"Już jesteśmy na miejscu?"
-Nie. Mamy postój. Będziemy za jakieś dwie albo trzy godziny.- powiedziałam. Kot ziewnął i z powrotem zasnął. Patrzyłam na moich nowych przyjaciół. Alistair z Festus a Al z Izką idąc pod łokieć zachwycali się nawzajem swoim towarzystwem. Ariel chyba zaczynała zaprzyjaźniać się trochę z Kinnat. Dobrze. Kiedy będziemy u mnie muszę wykombinować coś by wszyscy znów zaczęli gadać a nie trzymać się na boku. Chwilę później wróciliśmy do auta. Otworzyłam drzwi od strony kierowcy.
-Wiesz co? Może ja teraz poprowadzę? Będę mogła podjechać pod sam dom a ty trochę odpoczniesz.- zaproponowała Festus z dobrotliwym uśmiechem.
-Doskonały pomysł!- powiedział Anders wciągając mnie na tylne siedzenie samochodu. Siedzieliśmy sami. Nawet Pan Skoczysław prześlizgnął się gdzie do przodu. Mag ujął moją twarz w dłonie i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Czułam jak wszystkie włoski na ciele stają mi dęba. Miał takie pewne, słodkie usta...

Iza- wyjście

Zabawa na lodzie była świetna na początku było trochę niezręcznie bo Al zaciągnął mnie na lód za ręce 
-Hej ! Ja zaraz się poślizgnę! - powiedziałam chcąc powstrzymać 
- Spokojnie jestem tu.. - ściszył głos przenosząc swoje ręce na moją talie ja położyłam ręce na jego piersi i się lekko w niego wtuliłam po chwili słyszał jego szept
- Co powiesz na bitwę...? - w odpowiedzi odsunęłam się lekko żeby spojrzeć mu w oczy i uśmiechnęłam się nim się obejrzeliśmy rozpoczęliśmy bitwę z Kinnat 
Po obejrzeniu zdjęć zaczęliśmy się szykować Al zaproponował żebyśmy poszli po Mati. Weszłam po schodach najpierw zapukałam w klapę nikt nie odpowiedział więc weszłam zastałam całującą się parę znaczy Mati i Andersa. Nawet nie zdążyłam przeprosić wypadłam stamtąd tak szybko że gdyby nie Al pewnie bym leżała na ziemi z Meridianem na rękach. Al mnie złapał  w powietrzu Meridian zeskoczył a ręce Ala były na moich biodrach moje natomiast wylądowały  na jego szyi 
-Przepraszam ja..- chciałam przeprosić nie zdążyłam przerwał 
- Hej za co przepraszasz co się stało o mało byś się nie zabiła a poza tym lubię jak tak na mnie wpadasz wiesz - uśmiechał się a ja spuściłam oczy rumieniąc się - co ty tam zobaczyłaś.. ducha ?
- Nie. Przerwałam Mati w całowaniu się z Andersem ale mi wstyd - po policzku spłynęła mi łza otarł ją i powiedział 
- Spokojnie nie denerwuj się to nie twoja wina pukałaś ..- nadal mnie trzymał  zabawne było to że on mnie uniósł jakbym ważyła mniej więcej tyle co kartka papieru  poczułam jak dostałam buziaka w czoło - I jak księżniczko już ci lepiej nie obwiniaj się o wszystko okej ? Bo uwierz mi w tym momencie to sobie sama dajesz kopniaka  - spytał tuląc mnie do siebie 
- Dobrze.. wiesz co lepiej chodźmy bo oni zaraz zejdą..- zaproponowałam rumieniąc się od tego całusa 
- Masz rację choć- postawił mnie  poszliśmy  tam gdzie czekali wszyscy po sekundzie dołączyła para podeszłam do Mati 
- Tak strasznie przepraszam  ale pukałam ale ...
- Spokojnie nic się nie stało Izka - uśmiechnęła się ciepło Anders chyba był zły zatrzymał mnie gdy chciałam pójść do Ala i rzekł 
-Twoje włosy - podniosłam rękę w geście obronnym zawsze tak robiłam gdy ktoś o nich mówił - znaczy nie same włosy tylko  to - wskazał na róże od Aladyna  musiałam mieć naprawdę idiotyczną minę bo przewrócił oczami wziął oddech i kontynuował- jesteście postaciami z  baśni no nie ? - pokiwałam głową - Wiesz że to nie on.. - po czym odwrócił się i odszedł pochyliłam się głaskałam Meridiana który liznął mnie w policzek  po chwili usłyszałam Kinnat
- Izka wszystko w porządku Al się za tobą rozglądał - przycupnęła obok i popatrzyłam mi w oczy 
- Tak ja tylko.. nieważne - chciałam wstać ale jej zgrabniutkie palce owinęły mi się wokół nadgarstka 
- Jest ważne mów - powiedziała zachęcająco opowiedziałam jej to co usłyszałam od Andersa parsknęła śmiechem - nonsens czy ty naprawdę w to uwierzyłaś gdyby tak było to niby co Ariel poślubi księcia a Festus zostanie otruta jabłkiem przestań chodź już i przestań wierzyć w takie idiotyzmy.. - poszłyśmy do reszty podeszłam do Ala zaczęliśmy jak gdyby nigdy nic rozmawiać wyszliśmy z mieszkania i wsiedliśmy do samochodu.

Anders- gotowi do wyjścia

Zdjęcia wyszły Matyldzie kapitalne. Urządzenie wydało mi się lekko podejrzane, ale nic nie powiedziałem.
 - Naprawdę dobra robota, Mati - powiedziała mała Festus.
 - Oj tam, zwykłe zdjęcia - odparła rudowłosa. Farba zaczęła jej już schodzić, ukazując delikatny brąz z jaśniejszymi pasemkami.
 - Takie… художественное! - podsumowała Kinnat. Zwróciłem się w jej stronę. O czym ona mówiła? Nie tylko ja nie zrozumiałem, każdy patrzył po sobie.
 - Co masz na myśli? - zapytał Al. Atmosfera robiła się niezręczna.
 - Zajechałaś po rosyjsku… - poinformowała zaskoczoną dziewczynę Izka.
 - Oj… miałam na myśli artystyczne - wyjaśniła Kinnat, machając ręką.
 - Jasne, mogłaś powiedzieć wszystko - próbowałem rozluźnić atmosferę. - Również: "Anders to super ciacho, jednak nie powiem tego po polsku, bo nikt mi nie uwierzy".
Parsknęliśmy śmiechem. Kinnat lekko się zmieszała, ale i tak wzięła to jako żart. Izunia była oburzona, nie wiedziała, co ma powiedzieć.
 - To co, zamierzamy je wywołać? - zaproponowała Festus. - Mogę się tym zając, spróbować coś sklecić u mnie w Toruniu…
 - Masz sprzęt do wywoływania zdjęć? - Aladyn był zaskoczony. Wywoływania? Uniosłem jedną brew.
 - Ogólnie nie, ale szybko coś wykombinuję - mrugnęła Mała znacząco. Nie byłem pewien, czy chodziło o jakąś robotę. - Lubię elektronikę, technologie laserowe i w ogóle…
 - Ale to jak dojedziemy do Torunia… - zauważyła Matylda.
 - Mój dywan! - przypomniało się Aladynowi. Szybko pobiegł do drzwi. Wrócił nie tylko z przedmiotem, ale też z Ariel.
 - Czołem wszystkim - powiedziała czerwona w progu. Nikt nie był zachwycony pojawieniem się jej.
 - Czyli możemy się zbierać? - powiedział Alistair i wszyscy się zgodzili. Zaczęliśmy się zbierać.
 - Nie idziesz do kampusa, Festus? - zagadnąłem.
 - Nie, to co mi potrzebne i tak jest w mojej pracowni. I chyba wezmę sobie kilka dni urlopu - zachichotała. Poszukałem Matyldy, ale nigdzie jej nie znalazłem. Musiała być na górze.
 - Mati, jesteś? - szepnąłem w progu. Było cicho. Zbyt cicho. Nagle coś skoczyło mi na plecy i upadłem na podłogę.
 - Mam cię! - krzyknęła Matylda. Była przebrana, gotowa do drogi. W plecaku z pewnością miała swój szkicownik i aparat.  Roześmiałem się.
 - Zejdź ze mnie, już dobrze - próbowałem przemówić jej do rozumu, ale nie wychodziło to zbyt poważnie.
 - Nie! Znów zakradłeś się mi do pokoju!
 - Nie chciałem się zakradać - zabrzmiało jak kiepskie kłamstwo.
 - Pewnie, że nie!
Odwróciłem się szybko na plecy i podciąłem jej kolana tak, że upadła na mnie. Nasze twarze znalazły się blisko siebie.
 - I co teraz zrobisz? - powiedziałem aksamitnie. Próbowała wstać, ale jej nie dałem. Lewą rękę wsunąłem jej we włosy. Nasze usta się spotkały. Tyle razy całowałem różne adeptki, ladacznice i złodziejki, ale nigdy nie poczułem impulsu. Jakbym wziął za dużo Lyrium. Miałem wrażenie, że ona uzależnia jeszcze bardziej. Rozkręcała się, położyła mi rękę na mostku. Przytuliłem ją, nie mogliśmy się od siebie oderwać.
 - Wpadłam tylko… Och. - usłyszeliśmy dziewczęcy głos. Matylda szybko ode mnie odskoczyła. W progu stała Izka, w dziwnym płaszczyku, z psem na rękach.
 - Tak, przeszkadzasz - powiedziałem zimno, wciąż jeszcze leżąc na podłodze.
 - Nie zwracaj na niego uwagi - wtrąciła drżącym głosem Mati. Poczułem się urażony.- Gotowi do drogi?
 - Tak, czekamy na dole - wydukała z siebie dziewczyna, po czym szybko uciekła na dół. Zaległa niezręczna cisza.

Matylda- bitwa

Po tym jak parę osób zaczęło ślizgać się po moim salonie i tańczyć na lodzi Al zaczął rzucać śnieżkami. Przyłączyliśmy się do niego rozpoczynając prawdziwą bitwę. Oberwałam puchową kulką od Festus a roztapiający się w moich włosach śnieg przybrał lekko rudawą barwę. Oddałam jej ze śmiechem. Prawdziwa zima w domu! To było świetne. Anders stał w progu mojego pokoju z niepewną miną. Rzuciłam w niego śnieżką a on rzucił się wpychając mnie w śnieżną zaspę pod regałem z książkami. Wcierał w moje włosy całe tony śniegu śmiejąc się nade mną. Woda spływająca obok moich uszu i szyi łaskotała mnie wywołując ze śmiechu łzy. Potem mag pomógł mi wstać i tym razem to ja wepchnęłam go w śnieg. Alistair okręcał Festus w zgrabnym tańcu. Al i Izka przypuszczali właśnie szturm na twierdzę Kinnat zrobioną z mojej kanapy. Po dłuższym czasie wszyscy legliśmy na śniegu zmęczeni ale wciąż się śmiejąc. Zrobiłam leżącym zdjęcie moją lustrzanką. Wyszło cudownie. Potem Anders cofnął zaklęcie Kinnat i rozdałam wszystkim ręczniki. Przebraliśmy się i poszliśmy na piętro. Ja i mag usiedliśmy na kanapie przed telewizorem a pozostała piątka przy stoliku. Wciąż się śmialiśmy. Ja i Anders zaczęliśmy oglądać zdjęcia, które udało mi się zrobić podczas bitwy. Świetne!

Kinnat- wpadka przy ćwiczeniach

 - Tak, doskonale - powiedział Anders, poprawiając nieznacznie ułożenie moich dłoni. - A teraz skoncentruj się i unieś tamten wazon. Delikatnie… dobrze. Teraz przestaw go trochę na prawo… Pamiętaj o koncentracji… Za szybko! - malowane porcelanowe naczynie wyleciało przez okno. Jęknęłam.
 - Odpocznij, Kinnat. Trenujesz bez przerwy - zasugerowała Matylda, która tymczasem bawiła się małym błękitnym płomyczkiem. Nie miała z tym najmniejszych problemów.
Usiadłam na kanapie. Nigdy mi nie wyjdzie - myślałam. Już zawsze będę niezdarą, pośmiewiskiem. Toć nawet Matylda lepiej sobie radzi. Może zamiast tutaj powinnam iść od razu do wariatkowa? To był już trzeci wazon. I piąta rzecz, która wyleciała przez okno. Jęknęłam cicho, nie chcąc, aby ktokolwiek to zauważył. Byłam dla nich ciężarem.
 - To co, chcesz spróbować jeszcze raz? - zapytał Anders, uśmiechając się ciepło. Skinęłam głową i wstałam. Stanęłam w wyznaczonym miejscu, ale nie mogłam się skupić.
 - Dobra. Ręce przed siebie - zaczął instruować mnie mag. - Poczuj moc, wypełniającą cię całą. Widzisz tamto zdjęcie? Wisi na ścianie. Chciałbym, abyś spróbowała je zamrozić. Od dołu do góry, jasnym lodem.
 - Na pewno? - wyszeptałam. Próbowałam się koncentrować, nie powinnam mówić nic innego tylko zaklęcia.
 - Tak, spokojnie. Pamiętasz zaklęcie? Skup się… teraz.
 - Du eya car'el vos! - wyskandowałam pewnie. Poczułam, że coś jest nie tak. Uciekło mi za dużo energii. Pokój rozbłysnął białym światłem, wzniosła się mgła. Było zimno.
 - No pięknie! - powiedział Anders i zaczął się śmiać.
Całe pomieszczenie zamieniło się w jedną wielką lodową krainę. Sopelki zwisały z żyrandola, kanapa zlodowaciała. Ze szklanek z wodą do ćwiczeń został drobny maczek. Zdjęcie, nad którym miałam się skupić, zostało nienaruszone.
 - Kinnat! Mój salon! - wyrzuciła z siebie Matylda, chichocząc. Zrobiło mi się głupio.
 - Apostato, co ty wyrabiasz? - między nas wpadł Alistair, za nim szła Festus. Na głowie miała bandaż.
 - To ja… - zauważyłam nieśmiało. Festus parsknęła. Templariusz miał naprawdę głupią minę.
 - Poczekajcie, zaraz to odkręcę - zaoferował mag, szykując kontr zaklęcie.
 - Nie spiesz się tak, czarodzieju - powiedział Al. Zaczął ślizgać się po zamarzniętej podłodze. Po chwili dołączyła do niego Izka, trzymali się za ręce. Alistair zaproponował Festus taniec, a ona lekko zakręcona chwyciła jego wyciągniętą dłoń.
 - Choć, Kinnat - powiedziała Matylda. Tylko Anders stał z założonymi rękami, kręcąc głową i uśmiechając się. Mieliśmy lodowisko! Brakowało tylko muzyki.
W pewnej chwili oberwałam śnieżką. Aladyn już lepił kolejną. Nie zdążył jej rzucić - przeszkodziła mu Festus. Izka wycofała się za lodową kanapę. Zima w pokoju!

Alistair- zajście w zamku

Gdy byliśmy już w ogromnej sali balowej zewsząd wylazły mroczne pomioty. Wyszarpnąłem miecz ukryty w pochwie pod dużą torbą, którą pożyczyła mi Matylda. Zaczęła się walka na śmierć i życie. Siekałem plugawe istoty uchylając się przed ich niezdarnymi ciosami. Gdy wbiłem ostrze w głowę ostatniego potwora rozpłatając ją na dwoje. Z upadającego ciała wyleciało trochę krwistych wnętrzności. Zebrałem trochę krwi do małego flakoniku, który zawsze mam ze sobą. Schowałem miecz. Wszyscy stali oszołomieni. Część osób pomagała Izie. Anders rozmawiał ze strażnikiem. Matylda stała oszołomiona. Kogoś mi brakowało. Zauważyłem Festus leżącą pod szmaragdowo- złotą kotarą. Podbiegłem do niej klękając. Z małego rozcięcia na czole sączyła się krew. Odgarnąłem czarne włosy z jej twarzy i złapałem nadgarstek. Po chwili otworzyła oczy. Miały szarą barwę przywodzącą na myśl spalone pole bitwy. Obraz tak dobrze mi znany.
-Nic ci nie jest?- zapytałem pomagając jej wstać. Pokręciła głową uśmiechając się. Otarłem smużkę posoki z jej czoła i wróciliśmy do reszty. Wyszliśmy z zamku milcząc i przemierzaliśmy zaludnione uliczki. W sklepowych witrynach zalegały sterty czerwonych serduszek i plakatów "walentynki". Anders przyglądał im się zapewne mając w głowie jakiś plan. Właściwie to nie przeszkadzał mi jakoś szczególnie. Być może nawet rozumiałem trochę magów. Ale tylko trochę. Łączyło nas to, że siedzieliśmy zamknięci. Oni w wieży, a my- templariusze- w zakonie Andrasty, świętej prorokini. Weszliśmy do mieszkania. Zjedliśmy obiad. Potem Ariel wyszła po swoje rzeczy do hotelu. Anders ze swoimi uczennicami znów poszli trenować magię a Izka i Aladyn rozmawiali na kanapie w salonie. Poszedłem na piętro i dołączyłem do siedzącej przy stoliku Festus. Usiadłem naprzeciwko niej i uśmiechnąłem. Odpowiedziała mi tym samym.
-Więc co teraz planujemy?- zapytałem.
-No cóż, zapewne zabijemy jeszcze parę pomiotów. Potem odkryjemy parę ciekawych rzeczy, które nas łączą- to znaczy nas wszystkich oprócz ciebie i Anders. Uważamy, że jesteśmy postaciami z baśni.- mówiła uśmiechając się nieznacznie. Zarumieniła się lekko i spuszczając wzrok na dół odgarnęła kosmyk włosów za ucho. Usłyszeliśmy, że coś na dole wybuchło.
-To ten mag! Mówię ci! Jeszcze będą przez niego kłopoty. Ehh... Ale już dobrze. Nie może być tu żadnych kłótni. Chodźmy zobaczyć czy wszyscy są cali.

Ariel- przygotowania do podróży

Całe zajście pod zamkiem było komiczne. To wszystko zamienia się w chorą grę. Al jęczał coś, że Festus zignorowała jego propozycję pomocy, Kinat zaczęła się drzeć. Ludzie to irytujące. Stworki-potworki z gry. Czułam, że to wszystko nie ma sensu. Patrzyłam na wszystko z boku żując moja ulubioną gumę. Wyciąg z wodorostów. Tylko moja siostra taką robi. Po wszystkim wróciliśmy do kamienicy. Ryż z rodzynkami.
- Wiecie, że rodzynki to upokorzone winogrona? - spytałam wydłubując je z ryżu.
Matylda powiedziała, że wybieramy się do jakiegoś Barcina. Dziwna nazwa.
- Muszę wymeldować się z hotelu - zauważyłam, gdy przerwała.
- Ile ci to zajmie? - spytała.
- W tą i z powrotem to będzie nie cała godzina. Najlepiej od razu pójdę - wzięłam moją torbę, a widelec zabrzęczał wesoło obijając się o telefon.
- Ktoś ma z tobą iść?
- Pf... A po co? Nie jestem bezbronną lalunią jeśli nie zauważyłaś.
- To czekamy - zadecydowała Mati.
Włożyłam Sebastiana do torby i wyszłam żwawo przez drzwi. Przez drogę nuciłam kołysankę, którą śpiewała mi mama. Rozejrzałam się w koło, by upewnić się, że jestem sama. Nie licząc tego, że ciągle czułam wzrok "węgorzy", byłam sama. Pozwoliłam sobie na uronienie jednej łzy, którą prędko otarłam.
Recepcjonista przywitał mnie skinieniem głowy. Wbiegłam po schodach prowadzących do mojego pokoju i zakluczyłam się w nim. Usłyszałam tylko ciche przekleństwa za drzwiami.
- Co ona zamierza? - spytałam samą siebie.
Spakowałam wszystko w podręczną torbę. Kilka rzeczy upchnęłam do tej na ramię i byłam gotowa. Na kredensie przy łóżku mamy leżał jej naszyjnik. Pozwijana muszla. Przyłożyłam ją do ucha i usłyszałam szum wody, szczęk paszczy rekina. Uśmiechnęłam się smutno i zawiesiłam go na szyi.
- Jak tu wyjść, wymeldować się i nie dać dorwać tym paskudom? - zamyśliłam się.
Podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez szparę w podłodze. Siedzieli oparci o przeciwną ścianę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Mamy jakąś linę Sebastianie? - rzuciłam w stronę torby.
Krab wyszedł z niej niosąc mi starą, zużytą linę.
- Skąd ona w mojej torbie?
- Tak jakoś - gdyby nie to, że jest on czerwony, na pewno by się zarumienił.
Przywiązałam linę do nogi szafy i wyrzuciłam przez okno. Torba z ciuchami przeleciała przez nie, a ja przeszłam z torebką na ramieniu w ślad za nią.
- Mam złe przeczucia - jęknął krab.
- Siedź cicho.
Opuściłam się sprawnie na dół. W recepcji poszło w miarę sprawnie. "Węgorze" chyba zaczęły coś przeczuwać, bo wychodząc słyszałam ich przekleństwa na schodach.
- To wracamy do reszty Sebastianku. Oby nic się nie stało po drodze.

Izka- mroczne pomioty

Gdy te jak to nazwała Mati pomioty czy coś nas otoczyły byłam przerażona nie wiedziałam co się dzieje ale po chwili Al zawołał
-Uważaj! Izka za tobą !! - opamiętałam się odłożyłam kosz w pośpiechu z Meridianem i Abu zwierzaki  były przestraszone nie miałam czasu ich uspokajać zamachnęłam się na to coś za mną po krótkiej chwili walki leżało a ja popędziłam pomóc reszcie walczyli wszyscy zaciekle i mężnie kiedy nagle poczułam że coś mnie strasznie mocno walnęło w głowę opuściłam się na ziemie nie wiedząc co się dzieje aktualny przeciwnik zamachnął się na mnie gdy leżałam. Zamachnął się bardzo ciężkim z wyglądu przedmiotem. Słyszałam Ala i Kinnat
-Hej Izka proszę odezwij się-wołała Kinnat z dość daleka  nie wiedziałam czy już dostałam czy nie. Nie mogłam otworzyć oczu 
-Izuś proszę no otwórz oczy - słyszałam jak Al woła- no błagam Izka- czułam jego ręce. On mnie chyba trzymał. Powoli się ocknęłam i to co zobaczyłam mnie zamurowało nie to że Al mnie tulił przy sobie chociaż owszem to też ale że to coś czym miałam być uderzona przez ten cień z którym walczyłam zanim coś mnie z tyłu walnęło a Ariel walczy z tym właśnie cieniem który się na mnie zamachał. Ariel ? nie wierzyłam  to było zaskakujące a gdy to coś już pokonała przyklękła nade mną i powiedziała do Ala
-Ok nie dramatyzuj będzie żyć już otworzyła oczy - Al na mnie popatrzył 
-Izka jak my się baliśmy że nie żyjesz całe szczęście..- nadal nie wypuszczał mnie z uścisku a Ariel mimo tego iż wiedziała że nic mi nie jest nadal tam była. Kinnat i Andres ciągle kończyli ze swoimi ostatnimi już " przyjemniaczkami ". Gdy Kinnat skończyła pochyliła się i powiedziała 
-No ok nic ci nie jest to dobrze wstawaj już musimy iść 
-Najwyraźniej nic mi się nie stało dziękuje za troskę- spojrzałam w oczy Ala który się we mnie wpatrywał i uśmiechał trzymając mnie - tak właściwie to od kogo oberwałam?? - odrzekłam patrząc na Andersa 
-Pomiot cię uderzył i upadłaś ale jak na zmiennokształtną jesteś strasznie zwinna i naprawdę dobrze walczyłaś- uśmiechnął się a Aladyn pomógł mi wstać  wzięłam koszyk i już ruszyliśmy aby się ulotnić 
- Na pewno nic cię nie boli/- dopytywała ze szczerą troską matki Kinnat 
- Nie. Na prawdę Kit - uśmiechnęłam się- nic mi nie będzie dziękuje  
-W takim razie dobrze i nie dziękuj nie ma za co ja tylko pytam - i odwróciła się do Ariel której nie zdążyłam podziękować ale za to wiedziałam  komu na pewno dam rade podziękować 
- Już myślałem że nie wstaniesz- powiedział Al w drodze do schludnego mieszkanka Kapturka 
- Martwiłeś się o mnie ? -zapytałam rumieniąc się i spuszczając oczy w drugą stronę mam nadzieje że ładnie 
- Oczywiście że tak jak mogłaś pomyśleć inaczej - odwrócił moją głowę delikatnie  gładząc mnie po policzku nagle chwile się zatrzymał wziął czerwoną jak krew róże i wsunął mi w loki po czym dodał zanim zdążyłam otworzyć buzie
- Nawet nie próbuj dziękować dobrze ?- Pokiwałam głową jak kretynka i uśmiechnęłam się do jego przecudnych czarnych oczu 
 Weszliśmy do Mati po zjedzeniu obiadu zapanował gwar który przerwała gospodyni pytaniem czy chcemy gdzieś jeszcze jechać po drodze trasy Wawa- Barcin. Festus mówiła o Toruniu wtedy wtrąciłam
- Czy mogłabym zajrzeć na cmentarz do Poznania do ciotki..
- Jasne nie ma problemu tam mieszkałaś? - Mati mówiła ze zdziwieniem.
- Nie ja mieszkałam w Bieszczadach w Poznaniu miałam ciocie która zginęła w wypadku - wyjaśniłam
- Przykro nam  ale dobrze skoro chcesz Poznań jest ok - ciepły uśmiech utwierdził mnie w przekonaniu że to mili, naprawdę świetni ludzie szczególnie Al ale tego nikt wiedzieć nie powinien :) Teraz najważniejsze jest to aby podziękować Arielce. Zasłużyła...

piątek, 14 lutego 2014

Matylda- po misji

Ciskałam z rozwartych dłoni stożki lodu zamrażające pomioty. Skąd się tu do licha wzięły? Gdy ostatni padł z odciętą przez Alistaira głową ochroniarz siedzący w kącie podszedł do nas oszołomiony. Templariusz szybko schował swój miecz i złapał jeden z eksponatów.
-Co to było?- pytał pracownik muzeum. Anders odciągnął go kawałek dalej szepcząc coś na ucho. Mężczyzna z kamienną twarzą zawinął truchła pomiotów w jakieś płótna i zabrał je.
-Chodź cie. Festus mamy wszystko?- zapytał mag. Czarnowłosa pokiwała głową i ruszyliśmy do wyjścia. Szliśmy w milczeniu. Każdy z nas patrzył w chodnik tylko Anders idąc obok mnie spogląda przed siebie. Nie wiedziałam co zrobił temu facetowi ale zamierzałam się dowiedzieć. Gdy wróciliśmy do mojego mieszkania cisza zaczęła robić się nieznośna. Stanęłam w progu salonu obserwując milczących przyjaciół wlepiających ślepia w sufit, podłogę albo którąś ze ścian.
-Dość tego!- krzyknęłam.- Nie wytrzymam tej ciszy już ani minuty dłużej! Anders co właściwie zrobiłeś temu facetowi? I skąd wzięły się tu mroczne pomioty?!- wszyscy spojrzeli wyczekująco na maga. Siedział w moim fotelu z Panem Skoczysławem na kolanach.
-Eh... po prostu go zahipnotyzowałem. Prosta sztuczka ale skuteczna. A pomioty? Nie mam pojęcia. Może Jego Miłość ma jakąś teorię?- Spojrzał na Alistaira. Ten zrobił tylko niezbyt mądrą minę i milczał dalej.- No więc właśnie. Być może gdy obydwoje przeszliśmy do waszego świata otworzyło się jakieś przejście i pomioty właśnie przez nie przeszły. Ale to oznacza, że plaga dosięgnie także was. Bo przecież nie wiadomo czy były tylko na zamku.- znów cisza. Wszyscy myśleli nad słowami maga. Oby więcej ich tu nie przyszło.
-Ktoś jest głodny?- zapytałam. Dużo się dziś stało. Zgodnym chórem odparli "tak". Poszłam do kuchni zastanawiając się co mam zrobić. Iza była wegetarianką a podejrzewałam też, że Ariel raczej niechętnie zjadłaby rybę. Wyciągnęłam z szafy ryż. Dużo ryżu. Wstawiłam go do wody i zaczęłam robić sos. Słodki, biały sos z rodzynkami. Mieszając składniki poczułam, że nie jestem sama. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Andersa stojącego w progu. Uśmiechał się swoim zwyczajem a ja poczułam, że znów się rumienię. To było podłe! Szybko odwróciłam się do potrawki.
-Mówiłeś, że jesteś ciekaw mojej kuchni- zaczęłam. Poszedł i oparł się o blat.
-Owszem. Właściwie przyciągnął mnie zapach. Baardzo słodki.- skrzyżował ręce na piersi przyglądając mi się. Zaśmiałam się cicho. Ryż zaczął się gotować. Nałożyłam wszystkim obiad i razem z magiem zaniosłam obiad do salonu. Zaczęliśmy jeść w milczeniu ale już po chwili rozgorzały głośne rozmowy. Wróciłam na chwilę do kuchni i pocięłam spory kawał wołowiny w kostkę. Trochę ją podsmażyłam i położyłam na talerzyku na blacie. Kot zjawił się od razu mrucząc głośno przy jedzeniu. Wróciłam do pozostałych. Zjedliśmy a potem zmyłam naczynia. Wszyscy odpoczywali po posiłku. Usiadłam na krześle.
-Więc ktoś chce jeszcze odwiedzić jakieś miejsce między Warszawą a Barcinem? Myślę, że jutro moglibyśmy wyjechać. Pojechalibyśmy moim samochodem chyba, że ktoś boi się jechać ze mną za kierownicą. Auto jest na 9 osób. To co? Ma ktoś jakieś propozycje?

Festus- inwazja

Stanęliśmy przed Zamkiem Królewskim. Godzina była całkiem niezła - nie za wcześnie, nie za późno. Ludzi też było całkiem sporo.
 - Dobra, słuchajcie - zaczęłam. Widziałam, że byli napięci. - Za kwadrans macie zrobić coś. Tak, żeby odwrócić uwagę strażników. A ja zrobię, co mam do zrobienia. Nie wiem, może Anders coś wymyśli.
 - Chcę iść z Tobą - oświadczyła Matylda.
 - Nie ma mowy - odparłam stanowczo.
 - Jak idzie Matylda, to ja też - wtrącił Alistair. Rycerz na białym koniu, nie ma co.
 - Kiedy zrozumiecie, że będziecie rzucać się w oczy? - coraz bardziej mnie irytowali. Musiałam zachować spokój.
 - Mam co do tego wszystkiego złe przeczucia - zawyrokowała Kinnat. Nie mogłam się nie zgodzić - coś wisiało w powietrzu.
 - Zostanę z resztą, dopilnuję odwrócenia uwagi - łaskawie rzekł Anders.
 - To do dzieła! - powiedziałam, po czym rozeszliśmy się. Matylda z Alisterem nie dali się przekonać i koniec końców poszliśmy we trójkę.
Zlokalizowałam cel jakieś pięć minut przed wyznaczonym czasem
 - Widzicie tamtą gablotkę pod oknem? - zapytałam szeptem.
 - Tę z lusterkiem?
 - Dokładnie. Za cztery minuty zasłonicie mnie, a ja zwinę co potrzeba - zgodziliśmy się skinieniem głowy.
Trzy minuty.
Dwie.
Usłyszeliśmy przeraźliwy, wibrujący krzyk Kinnat. Zaczęła błyskać niebieska magia Andersa.
 - Co się dzieje? - głos Matyldy drżał. Alistair wyciągnął schowany miecz.
 - Mroczne pomioty! - wyjaśnił. Otoczyły nas ze wszystkich stron - obrzydliwe, czarne, paskudne, człekopodobne potwory. Przypomniały mi się wszystkie filmy o apokalipsie zombie, jakie widziałam w życiu. Ludzie zaczęli wrzeszczeć i uciekać. Nieliczni mieli czas i szczęście wydostać się z Zamku. Rozbiłam pięścią gablotkę, schowałam lusterko za pazuchę płaszcza i rozwinęłam linę. Matylda używała umiejętności, których nauczyła się rano z magiem. Alistair rozpłatywał pomioty na dwoje. Ja też na początku całkiem nieźle sobie radziłam, ale szybko zgubiłam rytm. Nagły wybuch rozdzielił nas, polecieliśmy na przeciwne ściany. Eksponaty pospadały z piedestałów. Musiałam uderzyć się w głowę, jedyne co pamiętałam, to głos Alistera wołający moje imię.

Iza- drogi ciąg dalszy

Ok od początku wydawało mi sie to okropnym okropnym pomysłem ale Al mnie przekonał stwierdził ze nie ma co i trzeca troche ryzyka
-Ja naprawde nie powinnam a jak mnie nakryją słuchaj ja kompletnie nie mam nikogo i wogule to pujde do więzienia..-tłumaczyłam gdy nagle mi przerwał 
-Izka masz mnie ok ja cie nie zostawie znam cie krótko owszem ale ja naprawde cie lubie i nie pozwole aby stało sie coś złego  - posłał mi jeden z usmiechów który chwytał mnie za serce 
-Obiecujesz że nic sie nie stanie ?
-Oczywiście że tak- zatrzymaliśmy sie chwile a on złapał moją ręke - Iza ja  wiem że masz ciężko zdałem sobie sprawe no i .. masz dużo na głowie z tą kliniką i ze schroniskiem tej siostry babci no nie ?- w tym momencie jeden z moich kasztanowych loków opadł na twarz Al ku mojemu wielkiemu zdziwieniu uniusł swoją rękę i założył mi lok za ucho zachichotałam gdy potarł kciukiem o policzek spuściłam oczy  i w pewnym momencie nie spostrzegłam a moja ręka ( ta której nie trzymałam koszyka z małpką i pieskiem ) wylądowała na ramieniu chłopaka a on obioł mnie w tali przytulał mnie mówiąc do ucha :
-A pozatym kradłem troche  wiem nie poierasz tego lecz nie zaprzeczalnie   mam doświadczenie i uwież mi akurat wpadki nigdy nie miałem..-czułam jego serce i wiedziałam mimo moich zamkniętych oczu że Alladyn sie uśmiecha mnie samej buzia nie chciała słuchać i szczeże w jego toważystwie byłam odprężona i szczęśliwa a poza tym..
-Rany możecie się nie obściskiwac ludzie ona znowu ryczy czy co ?- nawet nie musiałam otwierac oczu wiedziałam kto to powiedział Ariel na sto procent to  była ta dziewczyna ale ja nawet o niej nie myślałam i naprawde czułam że wręcz przeciwnie ta jej uwaga mnie rozbawiła bo wtedy nie śniło mi sie nawet płakać 
-Mam propozycje zamilcz - Al puścił mnie z uścisku ( musiała go nieżle zdenerwować ta cała Ariel bo pierwszy raz od kiedy go widze jego oczy nie były takie bez troskie  )i zwrócił się do syreny- to że jesteś taka a nie inna nie znaczy że masz poniżać kogoś in..
-Dobrze dosyć okej-przerwał kapturek 
-Okej- rzekł Al  wracając do rozmowy ze mną dalej  to już gadaliśmy w sumie o wszystkim o muzyce o sztuce o tym ze czemu nosze glany do spudnicy..
-Jednego właśnie w tobie nie umiem rozgryźć czemu do diabła nosisz te buty- wzkazał na moje glany które kiedyś ozdobiłam (na lekcjii chemi) małymi stokrotkami z korektora i zółtej farby do drewna 
-Jestem wegetarianką - wskasałam na plecak na którym było pełno naszywek greeanpace i innych organizacji charytatywnych..
-Wow no to ci się chwali -stwierdził ze zdziwieniem 
-Czemu?-zapytałam nie mając pojęcia o co do diabła może chodzić 
- No bo pomagasz swojej ciotce prowadzić schronisko masz własną jklinike i do tego wszystkiego dochodzi informacja że słuchasz ska i jesteś wegetarianką jest jeszcze coś czym chcesz mnie zaskoczyć ??- był wyrażnie rozbawiony 
- Nie hmm.. czekaj chowam zwłoki swoich ogrodników w piwnicy  pełno zwłok - zażartowałam zaśmiał się i powiedział
- No ok nie będe sie wtroncał bo jeszcze tak skończe..ale w sumie dla ciebie może zaryzykuje..
Posłał uśmiech w sumie on zawsze się uśmiechał ale ten uśmiech był naprawde olśniewający
- Więc chcesz być ogrodnikiem ??
- Nie no co ty.. ja  nawet nie odrużniam róży od fiołka- zażartował
- Wiwsz ja wcale ogrodnika nie potrzebuje - popatrzyłam na krzaki pstryknełam i w tym momencie na krzewie wyrosły kwiaty
- Mam tak od urodzenia mama mnie nauczyła coś jeszcze chcesz wiedzieć ??
- Na razie mi Izuś niespodzianek wystarczy..- mrugnął podniusł ręce jakby się poddawał  i wtedy zobaczyliśmy że już jesteśmy na miejscu .. i ja nadal mimo przekonywaj tego przecudnego chłopaka uważam że to zły pomyśł ale coś w środku mi mówiło że mam uwieżyć że będzie dobrze... 
Chyba...