niedziela, 20 kwietnia 2014

Matylda- spacer

Anders zawiódł mnie tym, że nie chciał powiedzieć mi wszystkiego od razu. Wszyscy musimy sobie ufać. Opierać przyjaźń na szczerości. Ale gdy powiedział, że magia krwi zrujnowała mu życie... Chwyciłam z wieszaka  płaszcz i wyszłam z domu. Słońce zanurzało się już w linię horyzontu, wiatr delikatnie owionął moją twarz chłodem. Przeszłam przez całe osiedle z rękami w kieszeniach. Myślałam o tym gdzie właściwie prowadzą nasze działania. Owszem- byliśmy inni- ale co to oznaczało? Czy zostało nam dane jakieś zadanie? A jeśli tak to czy mu sprostamy? Wiedziona podobnymi pytaniami kłębiącymi się w mojej głowie nie zważałam zbytnio na to gdzie niosą mnie nogi. Zaskoczona podniosłam wzrok gdy rozpoznałam kwiaty rosnące przy cmentarzu. "A jakże"- pomyślałam. Wahając się przez chwilę, podjęłam męską decyzję i weszłam przez furtkę.
-Panienko już zamykamy- usłyszałam głos mężczyzny.
-Tylko chwilkę. Przyjechałam z daleka- uśmiechnęłam się i pognałam dobrze znanymi dróżkami. Tuje, świerki, dęby. Drzewa wypuszczały pąki co zwiastowało rychłą wiosnę. W końcu weszłam w ostatnią uliczkę, którą musiałam przejść by dostać się do grobu mojej babci. Jeszcze parę kroków. Jednak gdy dotarłam już do mogiły nie ucieszyłam się... Z mojej piersi wyrwał się cichy krzyk. To nie był grób mojej babci! Może pomyliłam alejki? Nie- wszystko się zgadzało! Usiadłam bezradnie na ławce i schowałam twarz w dłoniach. Co miałam teraz zrobić? Dlaczego jej tu nie było?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz