poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Anders- rozmowa

 - Masz tutaj całkiem nieźle urządzone - zauważyłem, rozkładając się na łóżku Matyldy. Byłem zmęczony podróżą, ale nie mogłem odpuścić sobie "rozmowy z nią w cztery oczy". Dziewczyna stała przy oknie, obserwując i rozmyślając. Odwróciła się w moją stronę.
 - Całkiem nieźle? - udawała zbulwersowaną, ale wyczułem, że była raczej rozbawiona. - Tyle czasu spędziłam projektując to wszystko, a ty mówisz "całkiem nieźle"? - złapała poduszkę i cisnęła nią w moją stronę. Nie zdążyłem zrobić uniku i poduszka trafiła mnie w sam środek twarzy. Nie zostałem dłużny i rozpętała się prawdziwa bitwa. Byłem pewny, że słyszeli nas w całym domu. W pewnej chwili Matylda zatrzymała mnie gestem i spojrzała mi w oczy.
 - Anders… - zaczęła, gdy zdała sobie sprawę, jak blisko siebie się znaleźliśmy. Podczas mini-potyczki przemieściła się tak bardzo, że teraz praktycznie na mnie leżała. Zmierzyłem ją wzrokiem i uśmiechnąłem się zalotnie, lecz niepewnie. Mati speszyła się, ale nie wstała. Objąłem ją w talii i pocałowałem. Zaczęło się robić gorąco, nasze oddechy przyspieszyły, a oczy i dłonie błądziły po niezbadanych do tej pory terytoriach. Nagle ona spięła się, nie pozwalając mi kontynuować. - Anders, zanim zaczniemy… jedna rzecz nie daje mi spokoju.
Ciężko nabierałem powietrza, z trudem się od niej oderwałem. Pociągała mnie jej sylwetką - smukła, ale wysportowana. Nie wiedziałem, po co zwlekać, ale skoro chciała…
 - Nie wyjaśniłeś mi jeszcze - zaczęła tonem, od którego od razu zrobiło mi się zimno. Cała atmosfera prysła. - sprawy magii krwi.
Westchnąłem ciężko. Cóż zrobić, ot - kobiety!
 - Mati, skoro naprawdę musimy o tym rozmawiać w takim momencie… I skoro naprawdę chcesz wiedzieć… Skoro musimy przez to przechodzić po raz drugi… Skoro…
 - Przejdź do rzeczy.
 - Bałem się, Mati. Bałem się, że nie będziesz chciała. Znałaś ryzyko, wiedziałaś, co się mogło zdarzyć. Dopiero cię uczyłem, nie byłem jeszcze pewien twoich możliwości. Poza tym… - głos lekko mi drgnął, skarciłem się w myślach za tę chwile słabości. Musiałem udawać wrażliwego, ale emocje zaczynały brać górę nad rozsądkiem. - Myślałem, że jeśli nie powiem ci o tym, odsunę to jakoś od nas. Że to przestanie być magia krwi, która zrujnowała mi życie - jeszcze w życiu nie powiedziałem większego kłamstwa. Tchórzostwo z tchórzostwa było gorsze niż tchórzostwo w afekcie, więc wolałem tę drugą, fałszywą wersję. - Wiedziałem, że będziesz chciała ją uratować, ale czy za taką cenę?
Dziewczyna przyglądała mi się niepewnie. Nie wiedziałem, czy wyczuła kłamstwo. A co jeśli tak? Ona tylko uśmiechnęła się boleśnie, pocałowała mnie przelotnie, wstała, ogarnęła się i wyszła z pokoju. Leżałem jeszcze długo w rozpiętej koszuli, przyglądając się miejscu, gdzie jeszcze niedawno widziałem tę nieprzewidywalną, cudowną postać.

1 komentarz:

  1. Matyldo, wysłałam opowiadanie. Krótkie, ale zawsze coś :3

    OdpowiedzUsuń