"Jak mogłeś mnie okłamać?" - dźwięczał w głowie Andersa głos zranionej Matyldy. "Nie chcę cię więcej znać, odejdź i nie wracaj!"
- Pozwól mi wytłumaczyć…
- Nigdy! Okazałeś słabość! Jesteś słaby, Andersie! Potrzebuję silnego mężczyzny, który nie czuje strachu.
- Pozwól mi udowodnić…
- Miałeś już dosyć szans!
To były tylko myśli tłukące się w jego umyśle, wizualizacja jego lęków i kompleksów. Widział Matyldę, czuł ją obok siebie, ale nie mógł jej dotknąć, jakby jakaś niewidzialna bariera specjalnie ją od niego odgradzała.
Po chwili wszystko zniknęło, a Anders zaczął spadać w dół… coraz głębiej w ciemność, w nicość, jak pewna Niematerialna Istota, o której wielu słyszało. Opadał tak, aż uderzył plecami w twardą posadzkę w Kręgu Maginów.
Po chwili wszystko zniknęło, a Anders zaczął spadać w dół… coraz głębiej w ciemność, w nicość, jak pewna Niematerialna Istota, o której wielu słyszało. Opadał tak, aż uderzył plecami w twardą posadzkę w Kręgu Maginów.
Wszędzie było pełno czerwonej posoki. Na ziemi rozrysowano kręgi transmutacyjne, w kącie spało kilku odurzonych magów krwi - przedawkowali lyrium. Anders z przerażeniem szedł wciąż naprzód, jak niegdyś z pewną Szarą Strażniczką, której imienia nie pamiętał. Kilka razy potknął się o ciało martwego templariusza - ich szklane rybie oczy nie odzwierciedlały miłości Stwórcy, w którego tak wierzyli. Mag zatrzymał się dopiero przy drzwiach prowadzących na najwyższe piętro. Przeczuwał, że za nimi kryje się coś strasznego, ale nie mógł opanować ciekawości.
Na podłodze leżała rudowłosa dziewczyna w poszarpanej czerwonej sukience. Wokół niej nakreślono krąg magii krwi - ktoś poświęcił ją dla własnej potęgi. Patrzyła niewidzącym wzrokiem na wyrwę w suficie, spływająca po policzku łza zamieniła się w kryształek lodu.
- Mati - szepnął Anders. Na rękach miał jej krew.
Obudziłem się bez tchu, o świcie. Chwilę zajęło mi dojście do siebie. Śnił mi się dziwny koszmar, którego nie pamiętałem, ale wnosił coś strasznego. Rozejrzałem się po pomieszczeniu - okazało się, że zasnąłem w salonie wraz z resztą gromadki. Niektórzy jeszcze spali, inni zbierali się z podłogi.
- Mati - szepnął Anders. Na rękach miał jej krew.
Obudziłem się bez tchu, o świcie. Chwilę zajęło mi dojście do siebie. Śnił mi się dziwny koszmar, którego nie pamiętałem, ale wnosił coś strasznego. Rozejrzałem się po pomieszczeniu - okazało się, że zasnąłem w salonie wraz z resztą gromadki. Niektórzy jeszcze spali, inni zbierali się z podłogi.
- Ale bolą mnie plecy - narzekała Izka.
Przeciągnąłem się i wstałem. Postanowiłem znaleźć Matyldę, porozmawiać z nią o dzisiejszej nocy. Wyczuwałem delikatną aurę o zapachu palonej kawy. Ktoś użył magii i nie był to zapach Kinnat.
Gospodynię zastałem w kuchni, krzątającą się między lodówką, a stołem.
- Dzień dobry - powiedziała radośnie. Nic nie wskazywało na to, aby także miała zły sen.
- Dobry, nie dobry… - zauważyłem i przytuliłem ją mocno od tyłu.
- Anders, może najpierw zjesz śniadanie? - usłyszałem prześmiewczy głos Alicji. Wtuliłem tylko głowę we włosy gospodyni - pachniały cudownie, kojąco.
Oderwałem się dopiero, gdy usiedliśmy do stołu. Dziewczyny zrobiły kanapki z pomidorem i żółtym serem.
- Widział ktoś Festus? - zapytał Aladyn, przeżuwając trzeci kawałek.
- Rano chyba gdzieś wychodziła - zauważył Alistair, ziewając.
- Teraz jest ósma. Ona nie wstaje wcześnie. O której mogło być to rano? - podsunęła Izka. Spojrzeliśmy po sobie - mogliśmy wpaść w nie lada tarapaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz