Biegłam przez las. Nie wiedziałam, przed czym uciekam. Za sobą słyszałam strzały, jakby ze starej dubeltówki. Przedzierałam się przez wysokie do kolan krzaki, raniąc kolana nieosłonięte ciemnoniebieską sukienką. W pewnym momencie zatrzymałam się na skraju polany - stał na niej drewniany domek z czerwonymi firankami w oknach. Tknięta nieprzyjemnym uczuciem i popędzana odgłosami z puszczy, zapukałam i weszłam. W środku panowały nieprzeniknione ciemności, śmierdziało stęchlizną i czymś słodkim. Macałam po ścianach, żeby na nic nie wpaść - były oblepione czymś oślizłym. Gdy doszłam do małego kamiennego kominka, wybuchnął ogniem. Odwróciłam się powoli w stronę jedynego pokoju, krzyknęłam wysoko - na podłodze leżało siedem zamordowanych karłów, każdy innym kolorze czapeczki. Ściany pomalowane były krwią, napis głosił: "czekamy na ciebie."
Obudziłam się po północy, zlana potem. Wszyscy prócz gospodyni spali na podłodze, jakby uśpieni magicznym zaklęciem. Potrząsnęłam głową, nie mogąc pozbyć się wrażenia grozy i strachu. Huczały mi w głowie słowa: "czekamy na ciebie", choć nie pamiętałam, co mi się śniło. Obok mnie Alistair pochrapywał, szepcząc pod nosem jakieś templariuszowskie formuły. Wstałam powoli i udałam się do kuchni po szklankę wody.
Przypomniało mi się o tajemniczej kopercie, którą przywiozłam ze sobą z Torunia. Tyle się działo, że nie miałam jeszcze czasu sprawdzić jej zawartości. Dopiłam, wstawiłam szklankę do zlewu i cicho poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam z plecaka nóż i kopertę, przez chwile wahając się, czy na pewno chcę się dowiedzieć, czyje nazwisko jest w środku. Wsuwałam już ostrze, gdy usłyszałam za sobą męski głos:
Przypomniało mi się o tajemniczej kopercie, którą przywiozłam ze sobą z Torunia. Tyle się działo, że nie miałam jeszcze czasu sprawdzić jej zawartości. Dopiłam, wstawiłam szklankę do zlewu i cicho poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam z plecaka nóż i kopertę, przez chwile wahając się, czy na pewno chcę się dowiedzieć, czyje nazwisko jest w środku. Wsuwałam już ostrze, gdy usłyszałam za sobą męski głos:
- Festus, co robisz o tej porze? - odwróciłam się szybko, próbując schować pakunek za plecami. Michał stał w drzwiach, oparty jedną ręką o framugę.
- Och, wstałeś - starałam się zachować spokój. - Matylda przydzieliła ci pokój?
- Coś tam wspominała. Dlaczego nie śpisz?
- Miałam zły sen. Zauważyłeś, jak dziwnie wszyscy zasnęli na dole?
- Koszmar, huh? - Michał wszedł do pokoju i usiadł na tapczanie, ignorując drugie pytanie. Naprawdę zamierzałam się położyć, ale widocznie zebrało mu się na jakieś zwierzenia. Westchnęłam ciężko, odłożyłam nóż na stolik i przysunęłam sobie krzesło. - Mi też się coś źle spało.
- Może dlatego, że leżałeś bez ruchu przez cztery godziny na podłodze? - uśmiechnął się lekko.
- Po co ci nóż? Chyba nie chcesz nas wszystkich pozabijać?
- Nie… mam nadzieję, że nie - spojrzał podejrzliwie. Zamyślona i zdenerwowana, szybko otworzyłam kopertę. W środku znajdowała się żółta kartoteka, na pierwszej stronie widniało zdjęcie i nazwisko mężczyzny. Zdjęcie i nazwisko Michała.
Próbując zachować kamienną twarz, schowałam kartoteki z powrotem do koperty.
- Skoro już nie śpimy - zaczął. Patrzył na mnie ze skupieniem w jego ciemnoniebieskich oczach. - to może pójdziemy się przejść?
- Nie… mam nadzieję, że nie - spojrzał podejrzliwie. Zamyślona i zdenerwowana, szybko otworzyłam kopertę. W środku znajdowała się żółta kartoteka, na pierwszej stronie widniało zdjęcie i nazwisko mężczyzny. Zdjęcie i nazwisko Michała.
Próbując zachować kamienną twarz, schowałam kartoteki z powrotem do koperty.
- Skoro już nie śpimy - zaczął. Patrzył na mnie ze skupieniem w jego ciemnoniebieskich oczach. - to może pójdziemy się przejść?
- Nie ma mowy. Jest późno, jeszcze coś się wydarzy.
- Tylko w nocy można dokładnie poznać okolicę. Jak gdzieś jestem w nowym miejscu, to wychodzę na obchód prawie codziennie - postarałam się o uśmiech. Musiałam pomyśleć, najlepiej było go trochę poobserwować. Miałam mętlik w głowie, ale musiałam grać skupioną - do tego przecież mnie przygotowywali.
- No dobra, ale żeby nie było, że nie ostrzegałam. Daj mi chwilę, uszykuję się.
- Tylko w nocy można dokładnie poznać okolicę. Jak gdzieś jestem w nowym miejscu, to wychodzę na obchód prawie codziennie - postarałam się o uśmiech. Musiałam pomyśleć, najlepiej było go trochę poobserwować. Miałam mętlik w głowie, ale musiałam grać skupioną - do tego przecież mnie przygotowywali.
- No dobra, ale żeby nie było, że nie ostrzegałam. Daj mi chwilę, uszykuję się.
- Spotkamy się za dziesięć minut - i nie czekając na moją odpowiedź wyszedł z pokoju.
Co za dziwny człowiek. On coś ukrywał, a ja musiałam się dowiedzieć, co takiego. Śledził każdy mój ruch, a sam chodził lekko i z gracją. Schowałam nóż do cholewy butów, naciągnęłam skórzaną kurtkę i przytroczyłam linę do pasa.
Na dole wszyscy pomału budzili się z letargu. Było w pół do pierwszej, a ponieważ spaliśmy, to chyba nikt nie był zmęczony. Widziałam jak Alistair przeciąga się sztywno.
- Ale miałem niedobry sen - wysapał. Uśmiechnęłam się, wyglądał całkiem słodko i niewinnie.
Co za dziwny człowiek. On coś ukrywał, a ja musiałam się dowiedzieć, co takiego. Śledził każdy mój ruch, a sam chodził lekko i z gracją. Schowałam nóż do cholewy butów, naciągnęłam skórzaną kurtkę i przytroczyłam linę do pasa.
Na dole wszyscy pomału budzili się z letargu. Było w pół do pierwszej, a ponieważ spaliśmy, to chyba nikt nie był zmęczony. Widziałam jak Alistair przeciąga się sztywno.
- Ale miałem niedobry sen - wysapał. Uśmiechnęłam się, wyglądał całkiem słodko i niewinnie.
Nie musiałam długo czekać. Po chwili zjawił się Michał i wyszliśmy na dwór. Miał na sobie przylegający płaszcz, przez środek piersi przechodził skórzany pas. Nad ramieniem wisiał złocony miecz. Przeźroczyste skrzydła lśniły lekko w słabym blasku ulicznych lamp.
Długo spacerowaliśmy rozmawiając o wszystkim i o niczym konkretnie. Zwiedziliśmy Barcin, co jakiś czas któreś z nas zwracało uwagę na drobne szczegóły. Miasto było spokojne, wdrapaliśmy się nawet na dachy domków. Kłopoty zaczęły się, gdy zeszliśmy na ziemie w pewnym zaułku.
Długo spacerowaliśmy rozmawiając o wszystkim i o niczym konkretnie. Zwiedziliśmy Barcin, co jakiś czas któreś z nas zwracało uwagę na drobne szczegóły. Miasto było spokojne, wdrapaliśmy się nawet na dachy domków. Kłopoty zaczęły się, gdy zeszliśmy na ziemie w pewnym zaułku.
Michał wylądował naprzeciwko mnie. W jego oczach kryły się dziwne iskierki. Był napięty i czujny, jak kot, który szykuje się do skoku na swoją ofiarę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz