piątek, 31 stycznia 2014

Ariel- Spotkania po zmroku

Zanurzyłam się raz jeszcze w ciepłej wodzie. Bąbelki nade mną wirowały wesoło. Westchnęłam głęboko i zanuciłam piosenkę, która mama śpiewała mi na dobranoc. Moje nogi dziwnie pozieleniały, zawsze się tak dziej, gdy wchodzę do wody. Widziałam to wszystko, bo oczy pokrywała mi cienka błona. Nie powiem trochę mnie to przerażało... Od zawsze. Usłyszałam ciche skrobanie na zewnątrz basenu i po chwili w wodzie pojawiły się najpierw czerwone odnóża, a potem cały krab.
- Co tam Sebastianie? - uśmiechnęłam się smutno.
- Żyjesz? - spytał z troską - Tyle się dzisiaj stało...
- Wiem. Znów ich widziałam, wiesz? Urszula nie da mi spokoju. Zawsze jak się kładę wieczorem przypina mi się to jej odbicie. Czarne macki i ciemno fioletowe przyssawki.... Niczym Kraken z opowieści, z łatwością zdarłyby twarz pozostawiając samą skórę.... - moje oczy poszerzyły się do granic możliwości.
- Nie mów tak.
Mój wzrok spoczął na czerwonym stworzeniu, siedzącym mi na nodze. "Będę mówić, co zechce" pomyślałam i gwałtownie się wynurzyłam. oda ściekała po moim ciele, a nogi i oczy wracały do normy. Chwilowe szczypanie szyi i ani śladu po skrzelach. Czerwona grzywka już leżała na swoim miejscu.
- Pewnie Urszula chciałaby, żeby jej sie tak włosy układały - powiedziałam z dumnym uśmiechem.
Sebastian pokręcił swoją małą główką, wychodząc z basenu. Nie zważając na niego szybkim krokiem ruszyłam do pokoju. Nie obchodziły mnie mokre plamy pozostające na podłodze, ani to że byłam w samym stroju kąpielowym. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w ciepłym łóżku, koło zdjęcia całej mojej rodziny.
Obudziłam się z pierwszymi promieniami słońca, a raczej skrzekotem jakiegoś ptaszyska za oknem. We Włoszech tatę będą budziły ciche mewy, a ja muszę wysłuchiwać tych zimowych śpiewaków.
- Aaaaaa! - krzyknęłam melodycznie otwierając okno i płosząc zwierzęta.
Ogarnęło mnie niesamowite zimno. Nie przywykłam do takiego klimatu. Polska to dziwny kraj i dziwny język. Ubrałam fioletowy polar i zielone spodnie. Moja zwyczajowa mieszanka kolorów. Czarną kredką okrążyłam oczy i po chwili byłam gotowa do wyjścia. Sebastian już dreptał po pokoju.
- Po co ja cię zabierałam? - pocałowałam skorupiaka na dzień dobry.
- Żeby ktoś tu myślał racjonalnie - odparował z uśmiechem.
Nim się obejrzeliśmy przemierzaliśmy chłodne i ciemne ulice Warszawy. Na ramieniu zwisała mi torba, a w niej obok widelca, telefonu i innych drobiazgów kołysał się Sebastian. W ręce miałam mapę okolicy.
- Nic nie rozumiem - przekręciłam ją kolejny raz - Gdzie tu jest Wisła?!
- Szuka pani Wisły? - zaczepił mnie mężczyzna w czarnym garniturze, a po plecach przebiegł mi dreszcz.
Nic nie odpowiedziałam. Pojawił się i drugi. Na sekundę się zaświecili, chyba, że mi się zdawało.
- To tam - wskazali równocześnie ze złowrogim uśmiechem.
Z otwartymi ustami ruszyłam we wskazanym kierunku. Dłonie zaczęły mi wysychać na mrozie. Co chwila oglądałam się nerwowo na spryciarzy podążających za mną.
- Co Urszuli do tego gdzie łażę? - przeklęłam pod nosem.
Na horyzoncie zamajaczył wielki most. Nie widziałam dokładnie zarysu, ale pod nim ktoś był. Przyspieszyłam kroku i weszłam na zamarzniętą po części rzekę. Kilka porządnych skoków i byłam na drugim brzegu, a tym samym pod mostem. Przede mną siedziała rudowłosa dziewczyna z notesem. Uniosłam zdziwiona brew.
-  I tyle?
Ona chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Podczas tego poruszenia jej czerwony płaszcz odbił promień słońca, odbijany już od śniegu i raził mnie w oczy. Zasłoniłam więc twarz ręką.
- Wspaniale. Trafiłam na czerwonego kapturka. Gdzie twoja babcia? A może wilk cię goni? - wywróciłam oczami.
- A ty kto? - spytała akcentując każde słowo i wymawiając je bardzo wyraźnie.
No tak, mój akcent.
- Ariel Lily Rose Bizarre. Urodzona na Karaibach, mieszkająca w Londynie, a obecnie przebywająca w polskiej Warszawie. Ja w sprawie bajek.... - powiedziałam na jednym wydechu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz