Obudziłam się o świcie, przytulona do Alistaira. Spojrzałam na zegarek - było w pół do piątej. Wszyscy jeszcze spali. Spróbowałam delikatnie uwolnić się z uścisku mężczyzny, on jednak obudził się.
- Co się dzieje, Festus? - zapytał zaspanym głosem.
- Śpij, Alistair. Wszystko w porządku.
- Dokąd się wybierasz? - drążył, już bardziej trzeźwy, gdy ubierałam elastyczne jeansy i ciemny golf z 3/4 rękawem.
- Muszę odwiedzić przełożonych, wrócę z samochodem przed wyjazdem - zapomniałam wspomnieć, że jedyne auto, jakie miałam, stało w garażu agencji od ostatniej akcji. Byłam bardzo ciekawa, na jaki kolor przemalowali je tym razem.
- Chcę iść z tobą - powiedział, po czym zaczął się gramolić z łóżka.
- Nie mogę cię zabrać, naprawdę…
- Nie możesz iść sama!
- Dlaczego niby nie?
- Wiesz przecież, że ktoś na nas poluje.
- Dam radę, nie robię tego po raz pierwszy.
Alistair usiadł, niezadowolony. Kącik ust uniósł mi się w półuśmiechu.
- Nie martw się. Wrócę, zanim zdążysz powiedzieć: "Festus, co się do cholery z Tobą dzieje?"
- Bardzo zabawne - odparł tym swoim lekkim tonem, ale wciąż pozostał markotny.
Przywiązałam linę, puściłam do niego oczko i wyszłam oknem.
Toruń rozjaśniał się pomału łuną wschodzącego Słońca. Idąc, zastanawiałam się nad całą tą sytuacją. Wyjeżdżam i nie wiem, kiedy wrócę. Właściwie po co? Przecież tutaj mam takie cudowne życie: stałą pracę, uczelnię, nawet wypasione mieszkanie. Dlaczego miałabym chcieć zostawić to dla ludzi, których ledwo znałam?
Odpowiedź sama cisnęła mi się na usta: Przygoda! To było to, o czym zawsze czytałam w książkach, w co grałam w grach, co opisywałam w swoich opowiadaniach. Przygoda czekała na mnie, tam - z Matyldą, Ariel, Izką, Alistairem… Właśnie, Alistair. Ostatnio bardzo się do siebie zbliżyliśmy, a ja nie wiedziałam, czy to, co do niego czuję, jest tym, co on czuje do mnie. Wydawało mi się, jakbyśmy znali się od bardzo dawna. Jakbyśmy razem dorastali, wśród drzew i szczęku stali. Ale to przecież było niemożliwe - równie bez sensu, jak ta historia z Causlandami. A może jednak? Eh, jakie to trudne…
Gmach agencji wyglądał równie niepozornie, co ulica, na której się znajdował. Tylko nieliczni wiedzieli, że mieściła się tam fabryka z mini elektrownią nuklearną, gdzie eksperymentowano zarówno na zwierzętach, jak i ludziach. Budowaliśmy chodzące, człekopodobne maszyny, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Testowaliśmy latające deskorolki, jetpacki i narkotyki, dziesiątkujące ludność Afryki. No i oczywiście kradliśmy technologie innym siatkom szpiegowskim. Wszystko dla Bossa.
Weszłam do środka głównymi drzwiami. Główny hol wyglądał jak każde wejście do ogromnej korporacji, z fontanną na środku, małą kawiarenką po lewej i windą naprzeciwko drzwi. Po prawej mieściła się recepcja. Zapytałam o Nicolasa, a uśmiechnięta kobieta w ołówkowej spódnicy odesłała mnie do podziemnych garaży. Zanim się odwróciłam, dostrzegłam jeszcze parę noży ukrytych w mało widocznych fałdach jej koszuli.
W przeszklonej windzie leciała uspokajająca muzyczka. Wcisnęłam odpowiedni przycisk i zjechałam w dół. Po chwili usłyszałam charakterystyczne "ding!" i zasuwa się otworzyła.
- Przytrzymaj tutaj, Garret. Tak, dobrze… jeszcze odrobinę… - w progu usłyszałam głos Nicolasa, naszego mechanika. Wszyscy tak na niego mówili, porównywali go do słynnego Flamela od Kamienia Filozoficznego, ponieważ z niczego potrafił zrobić prawdziwie "złote" rzeczy.
- Czołem, Nicolas! - krzyknęłam. Mój głos rozszedł się echem po pomieszczeniu. Weszłam głębiej i moim oczom ukazał się duży, wściekle czerwony, ośmioosobowy van z napędem na cztery koła.
- Hej, Festus! - powiedział mechanik, wyjeżdżając spod samochodu.
- Przyszłam zobaczyć jak idzie wam robota.
- Już prawie kończymy - rzuciła luźno Garret, wyłaniając się zza maszyny i wycierając smar z rąk. Była asystentką Nicolasa, choć za ich plecami obstawialiśmy, czy nie są przypadkiem razem.
- Cudnie! Czerwony, co? Przynajmniej nie sraczkowaty, jak ostatnio. Bo wiecie, wyjeżdżam z miasta… - zaczęłam z entuzjazmem, ale Nicolas mi przerwał.
- Boss nie będzie zadowolony, miał dla ciebie jakąś dużą robotę.
- Przynajmniej tak mówi się na gościńcu - zacytowała Garret z uśmiechem, a mi od razu przypomniał się Alistair. Żołądek wywrócił mi się do góry nogami.
- Ugh, muszę do niego iść, prawda?
- I koniecznie zdać raport. Masz wszystko?
- Oczywiście, że mam - nie było dla nich ważne, co mam, tylko czy mam. O szczegółach się nie mówiło.
- Dobra, wpadnę po auto za kwadrans - powiedziałam i już miałam odejść, gdy Nicolas chwycił mnie za nadgarstek.
- Festus… Nie zaprzepaść takiej szansy. - szepnął i mnie puścił. Nie odwracając się, pobiegłam do windy.
Biuro Bossa znajdowało się na najwyższym piętrze, za pancernymi drzwiami. Ściany pomalowane były na ciemno-bordowy kolor, a sufit na czarno - zawsze miałam wrażenie, że wchodzę do piekła. Boss, czyli mój Szef, był wysokim, groźnym mężczyzną. Nikt nie potrafił inaczej zdefiniować jego wyglądu. Nikt nie śmiał też mówić o nim inaczej, jak Boss.
- Oczekiwałem cię, Festus - zaczął niskim głosem, gdy weszłam. - Raportuj.
Opowiedziałam mu jak włamałam się do muzeum, wykradłam lusterko i jak dziwne stwory umożliwiły mi ucieczkę. Zatuszowałam cały udział reszty drużyny, ale nie zrobiłam tego dość umiejętnie. Mimo to, Boss nie drążył tematu, przyjął przedmiot i dokładnie obejrzał.
- Doskonale - moje źrenice rozszerzyły się. TO ewidentnie był komplement, w dodatku z ust samego Bossa. - Festus, mam dla ciebie zadanie. Duże i trudne zadanie. Liczę na to, że nie zawiedziesz.
- Bossie, ja… - jąkałam się. Nie pamiętałam, aby ktoś kiedykolwiek prosił go o wolne. - Ja chciałabym wziąć kilka dni…
Jego rysy nagle stały się twarde, a oczy zalśniły nieprzyjemnym, czerwonym blaskiem.
- Rozumiem - przerwał mi. - Dokąd się udajesz?
- Do Barcina - powiedziałam, już trochę pewniej.
- Więc praca, jaką dla ciebie mam, będzie po drodze - uśmiechnął się paskudnie. Po plecach przeszły mi ciarki. - Nie dostaniesz wychodnego, ale zajmiesz się celem - podał mi brązową kopertę. - Tym razem twoim zadaniem będzie wyeliminowanie osoby, której dane masz w kopercie. Dowiedzieliśmy się, że znajduje się właśnie w tej okolicy. Po wykonaniu od razu przyjdź do mnie z raportem. Zapamiętaj, gdzie schowałaś ciało.
- Tak jest - szepnęłam z zaciśniętym gardłem. Muszę kogoś sprzątnąć. Zostać mordercą.
- Dziękuję Festus. Możesz już iść. Szerokiej drogi - powiedział na odchodne i odwrócił się ostentacyjnie do okna.
Wychodząc myślałam gorączkowo. Wszystko inne uciekło jakby na drugi plan. Miałam zabić swój pierwszy cel. Zostałam obdarzona ogromnym zaufanie, spotkał mnie zaszczyt - nie każdy w agencji zostawał killerem, a już na pewno nie z dnia na dzień. Co sprawiło, że Boss wybrał akurat mnie?
Odebrałam od Nicolasa kluczyki, pożegnałam się i odjechałam w stronę domu. Było w pół do ósmej, niedługo wszyscy zaczną się budzić. Na siedzeniu obok mnie leżała nieotwarta koperta - bałam się zajrzeć do środka. Postanowiłam nie mówić reszcie, chyba że ze mnie zaczną to wyciągać.
Tak jak myślałam, Alistair czekał na mnie przed budynkiem. Na widok czerwonego vana jego twarz zmieniła wyraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz