poniedziałek, 3 marca 2014

Matylda- starcie

Deklaracja Kaan'a, że będzie wiernie obstawał przy naszej drużynie uzupełniła liczbę wolnych miejsc w moim samochodzie. Ale była dopiero 14:00 i pomyślałam, że do mojego domu wyjedziemy jutro rano. Mieliśmy więc jeszcze cały dzień. Pozostali przyjęli tą wiadomość optymistycznie ale mi nie uśmiechało się przez najbliższe kilka godzin czekać na sen. Ekipa zaczęła planować. Ktoś podrzucił pomysł przejścia się po Toruniu jak normalni turyści. Ktoś inny zaproponował teatr. W głowie zaczęło mi lekko huczeć. Alkohol dawał o sobie znak. Możliwe, że wypiłam już dziś za dużo. Wstałam, pociągnęłam z butelki kolejny łyk piwa i lekko się zataczając poszłam do mojego pokoju. Czułam na sobie zażenowane spojrzenia moich przyjaciół. Może ta cała sytuacja zaczęła mnie przerastać? Nie, po prostu lubiłam pić. Opadłam ciężko na miękki materac wprawiony w ramę łóżka i zaczęłam mruczeć cicho piosenkę Stairway to heaven. Powieki ciążyły mi mocno.
-Co ty ze sobą robisz?- usłyszałam lekko zachrypnięty głos. Myśląc, że to ktoś z moich rówieśników odwróciłam się leniwie. Na fotelu siedziała... moja babcia. Wyprostowałam się błyskawicznie i zakręciło mi się w głowie. Co tu się dzieje?! Babcia patrzyła na mnie zawiedziona. Naprawdę było to czuć. Szczerze mówiąc zawsze czułam, że zawodziłam ją na każdym kroku. Słabe oceny, konkurs, w którym nie zajęłam żadnego wysokiego miejsca... Było tego tak wiele... Z moich oczu poleciały łzy a ja sama zaczęłam łkać jak dziecko. Opuściłam głowę. Usłyszałam jak babcia głośno wciąga powietrze.
-No chodź już.- wyciągnęła do mnie ręce. Podeszłam do niej i usiadłam na kolanach. Przytuliła mnie jak kiedyś. Gdy jeszcze żyła. Oddech babci był głośny i zachrypnięty. Choć byłam osłabiona rytuałem Andersa czułam zapach perfum babci... choć przebijało się przez nie coś jeszcze.... Coś jak... Mech? Miarowy oddech przeszedł w głośne warczenie a ubranie popękało. Spojrzałam w oczy bab... Wilka. Spadłam z krzesła i spojrzałam mu w oczy. Oślepiło mnie blade światło. Gdy zaczęłam znów widzieć zwierzę pochylało się nade mną i próbowało wyszarpnąć z mojego ramienia kawał ciała. Wrzasnęłam z bólu i chwyciłam leżący obok metalowy taboret. Ogłuszyłam chwilowo wilka ale otrząsnął się chwilę po mnie. Z rany w ręce sączyła się posoka. Warg ruszył na mnie a ja próbowałam przypomnieć sobie czego uczył mnie Anders. Złożyłam dłonie jak do modlitwy rozwierając je przy palcach i wykrzyczałam zaklęcie. W jednej chwili stała przede mną lodowa rzeźba. Opuściłam ręce. Nie czułam ramienia. Podeszłam do przeciwnika i kopnęłam go. Po podłodze potoczyło się tysiąc kawałków lodu. Poczułam jak ucieka ze mnie energia. I wtedy upadłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz