Czerwonowłosa zrobiła awanturę. Odeszła na chwilę a gdy wróciła poszliśmy coś zjeść do jakiegoś Makdonalda czy coś w tym stylu. Jedzenie było niezbyt wytworne. Jako król Fereldenu jadałem o wiele lepsze rzeczy. Potem poszliśmy dalej. Wracaliśmy do mieszkania rudej, chyba Matyldy. Nie wiem skąd ale zdawało mi się, że ją znam. I tę drugą też- Festus. Przyglądałem im się w drodze. Matylda rozmawiała z tym apostatą. Cały czas żartowali a ona co jakiś czas lekko się rumieniła. Nie sposób było nie zgadnąć o czym rozmawiają. Zastanawiałem się co zrobi jak już zdobędzie jej serce. Czarnowłosa szła milcząc na boku. Podszedłem do niej.
-Hej- przywitałem się. Podniosła głowę spoglądając mi w oczy. Napotkałem jej spojrzenie pełne tajemniczości, którą nagle zapragnąłem rozwiać. Chciałem ją poznać. Uśmiechnęła się.
-Hej. Co tam? Dziwna z nas paczka co?- zapytała.
-W istocie. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak nierozgarniętych ludzi. No może oprócz Sandala.
-Kogo?- zastanowiła się chwilę.- Nie znam go.
-Sandal to syn pewnego kupca. Jest... niezbyt inteligentny. Ale jest świetny w zaklinaniu. Zaklina broń, pancerze jest w tym naprawdę świetny.- wytłumaczyłem. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i odgarnęła luźny kosmyk włosów, który spłynął jej na twarz. Poczułem, że zrobiło się ciut niezręcznie. Po dłuższym czasie w końcu dotarliśmy pod imponującą kamienicę. Weszliśmy po schodach na samą górę i znaleźliśmy się w mieszkaniu. Rozsiedliśmy się wszyscy w salonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz