czwartek, 13 lutego 2014

Ariel- niedobór wody

"Do MacDonalda chcieli" - cała buzowałam - "Oni tu o jedzeniu, a ja na każdym kroku czuję ślepiszcza szpicli Urszuli! Kiedy zaczniemy coś robić?! Cokolwiek!".
Sebastian chyba nie przejmował się tak jak ja, prawie zasnął. Wcześniej wtrącił tylko, że muszę wejść do wody to ochłonę. No, ba! Cała usycham. Wszyscy żartowali i gawędzili w najlepsze.
- O Boże - westchnęłam.
Ich oczy zwróciły się na mnie i chyba zwolnili kroku.
- No co? - spytałam.
- Jęknęłaś jakby cię ze skóry co najmniej obdzierali - wtrącił Al. Irytował mnie ten chłopak. Tak jak i Izka. Dwa małe słodziaki. Pfu!
- Bo myślałam, że będziemy działać, a nie rozprawiać o tym co zjemy!
- Ariel zaczynasz wszystkim działać na nerwy - syknęła Festus.
- Cudownie. Ja działam na nerwy? Wybaczcie, że speszyłam się nimi - wskazałam ręką za siebie.
Ku mojemu rozczarowaniu "węgorzy" już nie było. Dobrzy są w maskowaniu.
- Kim? - spytał Andres.
Nie rozumiem zachwytu reszty tym dziwolągiem. Naprawdę nie rozumiem.
- O super - odwróciłam się do reszty tyłem i ruszyłam w stronę, gdzie przed chwilą widziałam mężczyzn - Durnie, chcą mi życie zmarnować - wysyczałam do siebie - Wyłaźcie! Powiedzcie kochanej Urszulce, że mam dość tych podchodów!
Wiedziałam, że pozostali patrzą na mnie jak na świruskę.
- Ariel. Wody. Weź sobie wody - mrukną sennie Sebastian.
- Najbliższa rzeka 20 minut drogi stąd? - spytałam, spoglądając na Kinnat wściekłymi oczyma.
- Tak mówiłaś - uniosła pogardliwie brwi.
Cudnie. Trochę się zmęczę.  Zamknęłam oczy i ścisnęłam dłonie w pięści po czym rozszerzyłam palce do granic możliwości.  Po około minucie zaczął do mnie sunąć cieniutki strumyczek wody. Wspiął się po moich nogach do dłoni. Od razu mi ulżyło. Westchnęłam i spojrzałam na drzewo przede mną.
- Panowie - powiedziałam milusińsko okrążając je.
Stali z tyłu. Jak gdyby nigdy nic. Popalając papierosy.
- Dzień dobry - uśmiechnęli się podle.
- Wiecie co przekazać? - nim zdążyli odpowiedzieć, nadal nieprzerwany, strumyk wody wzrósł na sile i mogłam spokojnie "zmyć" ich na drzewo - Powiście tam, a ja ze znajomymi pójdę coś zjeść, okej? - spytałam słodko.
Sebastian zachichotał na moim ramieniu.
- Możemy iść - przerwałam dopływ wody, podchodząc do reszty - Przez jakieś półgodziny nie mam się czym przejmować, ale nadal jestem w kiepskim nastroju - oznajmiłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz