czwartek, 13 lutego 2014

Matylda- przybądź do mojego zamku*

Pakowałam moje zeszyty do torby. Pamiętnik, opowiadania, wiersze... Nagle poczułam czyjś dotyk w talii. Podskoczyłam i odwróciłam się gwałtownie z cichym krzykiem. Przede mną stał Anders z tym swoim piekielnym błyskiem w oczach. Uśmiechał się podnosząc ku górze tylko prawy kącik ust... Jak ja!
-Anders!
-Słucham?- zapytał.- To nie ja.- powiedział unosząc ręce. Rozciągnęłam usta w takim samym uśmiechu z jakim on przed chwilą mnie przywitał- tyle, że uśmiechnęłam się na drugą stronę. Porozmawialiśmy chwilę o mojej kuchni (którą ja uważałam z niezbyt imponującą) i zeszliśmy na dół. Chłopak cały czas trzymał się krok za mną. Śmiejąc się dołączyliśmy do reszty drużyny. Wszyscy byli spakowani.
-Myślę, że możemy wyruszyć za jakąś godzinkę- powiedziała Festus.- Muszę jeszcze sprawdzić parę rzeczy. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.Chwilę później znów każdy zajął się sobą. Poszłam do łazienki i weszłam do wanny. Gdy zamoczyłam włosy woda przybrała marchewkowy kolor. Dwa dni przed przybyciem moich nowych przyjaciół potraktowałam moje włosy szamponem koloryzującym ale jak to zwykle ze mną bywa kolor już zaczynał schodzić. Lada dzień znów będą brązowe z blond pasemkami. Wyszłam z wanny i wysuszyłam włosy. Ubrałam się i wróciłam do reszty. Przysiadłam na kanapie obok Andersa, który uśmiechnął się do mnie zawadiacko. Wybuchnęłam śmiechem zasłaniając usta dłonią. Festus zamknęła laptop i spojrzała na nas.
-Myślę, że możemy już iść.- Wszyscy wzięli swoje rzeczy i wyszliśmy z mieszkania. Zeszliśmy na dół i ruszyliśmy do pałacu królewskiego. Alistair szeptał o czymś z Festus w skórzanej kurtce, którą mu dałam. Anders dreptał obok mnie w czarnym płaszczu mojego brata. Byli w tym samym wieku. Al i Izka rozmawiali z tyłu a Kinnat i Ariel śmiały się idąc przed nami. Poprawiłam pokrowiec do aparatu zwisający na mojej szyi. Jakoś trzeba było udawać turystę. Anders szturchnął mnie i runęłam w krzaki rosnące obok chodnika. Wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem co niektórzy klęcząc. Mag podał mi rękę płacząc ze śmiechu.
-Nie myślałem, że tak łatwo cię przewrócę.
-Byłam zamyślona- rzuciłam naburmuszona i ruszyłam dalej. Pozostali pozbierali się i dogonili mnie. Szliśmy dalej w takim układzie jak wcześniej. Tyle, że ja na końcu. Anders szedł obok mnie spoglądając co jakiś czas na moją kamienną twarz. Wpatrywałam się w ciemność zalegającą mi przed oczami od zbyt długiego patrzenia w jeden punkt.
-Och nie gniewaj się- poprosił ze smutną miną. Milczałam dalej.- Ehh... co mm zrobić? Przepraszać cię na kolanach?- zażartował. Dalej cisza. Inni rozmawiali ze sobą głośno a nasza przewodniczka podśpiewywała coś cicho. Po chwili przyłączył się do niej Alistair. Poczułam, że ziemie odpływa pod moimi stopami i zobaczyłam, że unoszę się w powietrze. Anders podniósł mnie z niezwykłą łatwością szczerząc cały czas się uśmiechając. Ja tym czasem szczerzyłam zęby tłumiąc śmiech.- A więc wybaczasz mi?- zapytał.
-Wybaczam- powiedziałam cicho śmiejąc się. Postawił mnie na ziemię i objął ramieniem. Po chwili spokojnej drogi szturchnęłam go łokciem w żebra. Z pewnością by mi oddał ale właśnie doszliśmy pod Zamek Królewski.



*Co do tytułu opowiadania- "przybądź do mojego zamku" to gra, w którą bawiły się dzieci ze szlacheckich rodów w książce "Gra o tron"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz