Gdy wynudziliśmy się dostatecznie, zauważyliśmy na horyzoncie Aladyna z małą Festus, w towarzystwie kolorowo ubranej dziewczyny - musiała być tamtą Izką, o której mówiliśmy w domu Matyldy. W Fereldenie ubierali się tak magowie, zresztą ponoć była zmiennokształtną - to wiele wyjaśniało.
Od czasu do czasu zerkałem w stronę Alistera. Templariusz - pff! Muchy by nie złapał tymi swoimi łapskami! Szedł za mną, łypiąc jak mabari. Ale tutaj byłem bezpieczny, przy naszej gospodyni.
- No nareszcie! Dłużej tam siedzieć nie mogliście? - naskoczyła na nich Ariel. Jej wściekle czerwone włosy odbijały promienie słońca. Wyglądała sucho, jakby już brakowało jej wody.
- Zamknij się, dobra? - warknął Al, prawie dorównując Alisterowi.
- Nie, nie dobra - przekomarzała się syrenka.
- Oj, proszę was! - westchnęła Mati i delikatnie zażegnała spór.
Skierowaliśmy się w stronę centrum. Słońce pięło się coraz wyżej po niebie. Byłem nieco zaskoczony długością dnia, podobnie jak mój pobratymca.
- To co teraz? - zagadnęła wesoło Festus. Miała w sobie coś z lalki, taką nieopisaną słodycz i urodę. Pomimo to, mój instynkt wyczuwał, że byłą równie niebezpieczna, co niepozorna.
- Niedługo w McDonaldzie zmienią Menu na tradycyjne - powiedziała Kinnat, akcentując inaczej obce słowo. Już po pierwszym dniu robiła postępy, dobrze się z nią pracowało.
- Co masz na myśli mówiąc tradycyjne? - zapytała Matylda. Gdy napotkała mój wzrok, schyliła lekko głowę. Wiedziałem, że znała mnie bardzo dobrze - nie pierwszy raz przechodziła naszą grę. Zastanawiało mnie, co o mnie myślała, jakim mnie widziała. Intrygowało mnie, co mógłbym jej pokazać, jakie sztuczki zademonstrować, a może nawet zrobić z niej Maga Krwi? Bo co do tego, że miała potencjał, nie miałem wątpliwości.
- Co ty na to? - wyrwała mnie z zamyślenia. Taak, z pewnością była warta niejednego grzechu.
- Na co?
- Pytałam, czy wolisz jeść niezdrowe żarcie, czy może sama mam coś ugotować?
- Nigdy nie byłem w… hmm…
- Mak-donaldzie - podsunęła litościwie Festus.
- Właśnie.
- Ja także - wtrącił Templariusz. - A mimo to mam ochotę spróbować.
Poczułem, że skoro on chce, to ja na przekór chciał nie będę!
- Nie uważam tego za dobry pomysł - spojrzałem na Mati. - Jestem zainteresowany twoją kuchnią, gospodyni.
Ona westchnęła tylko, po czym - niektórzy zawiedzeni, inni zadowoleni - wracaliśmy powoli do jej domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz