niedziela, 23 lutego 2014

Pan Skoczysław- na ratunek

Leżałem na komodzie w salonie i nagle zgasło światło. Usłyszałem łomot, ciche krzyki i z powrotem stało się jasno. Nikogo nie było. Z naszej ekipy. Leżałem dalej niewzruszony przyglądając się dwóm facetom w czarnych ciuchach. Rozmawiali ze sobą zawzięcie potem wyszli. Ale coś zostawili. Na niskim taborecie leżał jakiś pilot. Po środku był wielki czerwony guzik. "Jakaś kiczowa komórka"- pomyślałem. Patrzyłem na nią z miejsca i zacząłem się zastanawiać czy ma to jakiś związek ze zniknięciem baśniowej spółki. Może powinienem to wcisnąć? Nie! Zwinąłem się z powrotem w kłębek i zasnąłem. Ale nie spałem długo. Nie dawało mi to spokoju. Zeskoczyłem na podłogę i podbiegłem do pilota. Wcisnąłem guzik. Pomieszczenie zasnuło się mgłą. Gdy opadła odsłoniła ekipę. Położyłem się na oparciu sofy i zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz