Gdy byliśmy już w ogromnej sali balowej zewsząd wylazły mroczne pomioty. Wyszarpnąłem miecz ukryty w pochwie pod dużą torbą, którą pożyczyła mi Matylda. Zaczęła się walka na śmierć i życie. Siekałem plugawe istoty uchylając się przed ich niezdarnymi ciosami. Gdy wbiłem ostrze w głowę ostatniego potwora rozpłatając ją na dwoje. Z upadającego ciała wyleciało trochę krwistych wnętrzności. Zebrałem trochę krwi do małego flakoniku, który zawsze mam ze sobą. Schowałem miecz. Wszyscy stali oszołomieni. Część osób pomagała Izie. Anders rozmawiał ze strażnikiem. Matylda stała oszołomiona. Kogoś mi brakowało. Zauważyłem Festus leżącą pod szmaragdowo- złotą kotarą. Podbiegłem do niej klękając. Z małego rozcięcia na czole sączyła się krew. Odgarnąłem czarne włosy z jej twarzy i złapałem nadgarstek. Po chwili otworzyła oczy. Miały szarą barwę przywodzącą na myśl spalone pole bitwy. Obraz tak dobrze mi znany.
-Nic ci nie jest?- zapytałem pomagając jej wstać. Pokręciła głową uśmiechając się. Otarłem smużkę posoki z jej czoła i wróciliśmy do reszty. Wyszliśmy z zamku milcząc i przemierzaliśmy zaludnione uliczki. W sklepowych witrynach zalegały sterty czerwonych serduszek i plakatów "walentynki". Anders przyglądał im się zapewne mając w głowie jakiś plan. Właściwie to nie przeszkadzał mi jakoś szczególnie. Być może nawet rozumiałem trochę magów. Ale tylko trochę. Łączyło nas to, że siedzieliśmy zamknięci. Oni w wieży, a my- templariusze- w zakonie Andrasty, świętej prorokini. Weszliśmy do mieszkania. Zjedliśmy obiad. Potem Ariel wyszła po swoje rzeczy do hotelu. Anders ze swoimi uczennicami znów poszli trenować magię a Izka i Aladyn rozmawiali na kanapie w salonie. Poszedłem na piętro i dołączyłem do siedzącej przy stoliku Festus. Usiadłem naprzeciwko niej i uśmiechnąłem. Odpowiedziała mi tym samym.
-Więc co teraz planujemy?- zapytałem.
-No cóż, zapewne zabijemy jeszcze parę pomiotów. Potem odkryjemy parę ciekawych rzeczy, które nas łączą- to znaczy nas wszystkich oprócz ciebie i Anders. Uważamy, że jesteśmy postaciami z baśni.- mówiła uśmiechając się nieznacznie. Zarumieniła się lekko i spuszczając wzrok na dół odgarnęła kosmyk włosów za ucho. Usłyszeliśmy, że coś na dole wybuchło.
-To ten mag! Mówię ci! Jeszcze będą przez niego kłopoty. Ehh... Ale już dobrze. Nie może być tu żadnych kłótni. Chodźmy zobaczyć czy wszyscy są cali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz