piątek, 14 lutego 2014

Matylda- po misji

Ciskałam z rozwartych dłoni stożki lodu zamrażające pomioty. Skąd się tu do licha wzięły? Gdy ostatni padł z odciętą przez Alistaira głową ochroniarz siedzący w kącie podszedł do nas oszołomiony. Templariusz szybko schował swój miecz i złapał jeden z eksponatów.
-Co to było?- pytał pracownik muzeum. Anders odciągnął go kawałek dalej szepcząc coś na ucho. Mężczyzna z kamienną twarzą zawinął truchła pomiotów w jakieś płótna i zabrał je.
-Chodź cie. Festus mamy wszystko?- zapytał mag. Czarnowłosa pokiwała głową i ruszyliśmy do wyjścia. Szliśmy w milczeniu. Każdy z nas patrzył w chodnik tylko Anders idąc obok mnie spogląda przed siebie. Nie wiedziałam co zrobił temu facetowi ale zamierzałam się dowiedzieć. Gdy wróciliśmy do mojego mieszkania cisza zaczęła robić się nieznośna. Stanęłam w progu salonu obserwując milczących przyjaciół wlepiających ślepia w sufit, podłogę albo którąś ze ścian.
-Dość tego!- krzyknęłam.- Nie wytrzymam tej ciszy już ani minuty dłużej! Anders co właściwie zrobiłeś temu facetowi? I skąd wzięły się tu mroczne pomioty?!- wszyscy spojrzeli wyczekująco na maga. Siedział w moim fotelu z Panem Skoczysławem na kolanach.
-Eh... po prostu go zahipnotyzowałem. Prosta sztuczka ale skuteczna. A pomioty? Nie mam pojęcia. Może Jego Miłość ma jakąś teorię?- Spojrzał na Alistaira. Ten zrobił tylko niezbyt mądrą minę i milczał dalej.- No więc właśnie. Być może gdy obydwoje przeszliśmy do waszego świata otworzyło się jakieś przejście i pomioty właśnie przez nie przeszły. Ale to oznacza, że plaga dosięgnie także was. Bo przecież nie wiadomo czy były tylko na zamku.- znów cisza. Wszyscy myśleli nad słowami maga. Oby więcej ich tu nie przyszło.
-Ktoś jest głodny?- zapytałam. Dużo się dziś stało. Zgodnym chórem odparli "tak". Poszłam do kuchni zastanawiając się co mam zrobić. Iza była wegetarianką a podejrzewałam też, że Ariel raczej niechętnie zjadłaby rybę. Wyciągnęłam z szafy ryż. Dużo ryżu. Wstawiłam go do wody i zaczęłam robić sos. Słodki, biały sos z rodzynkami. Mieszając składniki poczułam, że nie jestem sama. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Andersa stojącego w progu. Uśmiechał się swoim zwyczajem a ja poczułam, że znów się rumienię. To było podłe! Szybko odwróciłam się do potrawki.
-Mówiłeś, że jesteś ciekaw mojej kuchni- zaczęłam. Poszedł i oparł się o blat.
-Owszem. Właściwie przyciągnął mnie zapach. Baardzo słodki.- skrzyżował ręce na piersi przyglądając mi się. Zaśmiałam się cicho. Ryż zaczął się gotować. Nałożyłam wszystkim obiad i razem z magiem zaniosłam obiad do salonu. Zaczęliśmy jeść w milczeniu ale już po chwili rozgorzały głośne rozmowy. Wróciłam na chwilę do kuchni i pocięłam spory kawał wołowiny w kostkę. Trochę ją podsmażyłam i położyłam na talerzyku na blacie. Kot zjawił się od razu mrucząc głośno przy jedzeniu. Wróciłam do pozostałych. Zjedliśmy a potem zmyłam naczynia. Wszyscy odpoczywali po posiłku. Usiadłam na krześle.
-Więc ktoś chce jeszcze odwiedzić jakieś miejsce między Warszawą a Barcinem? Myślę, że jutro moglibyśmy wyjechać. Pojechalibyśmy moim samochodem chyba, że ktoś boi się jechać ze mną za kierownicą. Auto jest na 9 osób. To co? Ma ktoś jakieś propozycje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz