Anders od razu mi się spodobał. Ale nie tak, jak Festus i Matyldzie, nie - czułam bijącą od niego moc. Płynęła przez niego jak w naczyniu, pulsując wyczuwalnie.
- Ej, cieszę się, że mnie wszyscy znają, ale ja nie znam was… - powiedział mężczyzna z uśmiechem. Przedstawiliśmy się po kolei. Gdy przyszła moja kolej, poczułam jak impuls przepłynął między nami. Na stole strzeliła szklanka.
- Hej, powoli! - wrzasnął Al. Festus odsunęła się od blatu, Anders z Matyldą spojrzeli na mnie zaniepokojeni. Ariel nie ruszyła się wcale, jakby przywykła do niewyjaśnionych zjawisk.
- Co z tobą? - zapytała Festus.
- Właśnie po to tutaj jestem… - napomknęłam, rumieniąc się. - Bo nie wiem, co się ze mną dzieje. Mam jakąś moc, ale nie potrafię jej używać.
- Chcesz się tego nauczyć… oczywiście. Nie ma to, jak bomba zegarowa w drużynie - szydziła Ariel.
- Przestań, dziewczyno - skrzywił się mężczyzna. - Otrzymasz pomoc, mała - Anders puścił mi oko. Wiedziałam, że wyglądam jak buraczek. O dziwo Matylda też zmieniła kolor.
- To co robimy? - zapytała wysokim głosem gospodyni.
- Idziemy po Izkę, co? - raczej stwierdził, niż spytał Al.
- No fuck is given from me - stwierdziła Ariel, po czym wstała. Wszyscy podnieśli się za nią, Festus zmysłowo zarzucając czym trzeba, a Pan Skoczysław mrucząc niezadowolony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz