Andres i Alistair kazali mi czekać w tym ciemnym pomieszczeniu. Przez ścianę nie było już nic słychać. Zostałem sam. Najbardziej martwiłem się o Izę.
- Chłopaki?! - krzyknąłem w dół dziury.
Odpowiedział mi mój własny głos zniekształcony przez echo. Przygryzłem dolną wargę. Niby kazali czekać, ale nie mogę tu siedzieć wieczność.
- Izka?
Znowu echo. Nie podobała mi się wizja siedzenia samemu w ciemności. Skoczyłem.
Wyładowałem na jakiejś ulicy. Pierwszy raz w życiu byłem porządnie ubrany. Wielki turban, białe ciuchy.
- Łał - zaśmiałem się.
Pod moimi nogami leżała lampa.
- A gdzie mój dywan?! - uprzytomniłem sobie.
Lampa mnie nie interesowała. Wyglądała na dostatecznie nową. Za to nigdzie nie było reszty.
- Gdzie Izka? - pomyślałem na głos i do głowy przyszedł mi świetny pomysł.
Chwyciłem lampę i potarłem ja starannie. Wyłonił się z niej nikły dymek. Szybko ukształtował się w wyraźną postać.
- Al! - krzyknął stosunkowo młody dżin.
- Nie wiem skąd mnie znasz, ale streszczajmy się - zrzuciłem wielki turban z głowy.
- A twój ślub z księżniczką? - mieszkaniec lampy był zszokowany jak ja.
- Księżniczka? Ślub? Ja chce wrócić do mojej Izki! Przenieś mnie do niej, a potem bądź wolny - zasalutowałem mu.
Ten gest go zdziwił, ale szybko zabrał się za czary. W samą porę, bo w oddali ujrzałem dręczącą mnie wszędzie postać, choć nie pojmowałem skąd się tu wziął ten wredny typek. Świat zawirował, a ja pojawiłem się w jaskini. Tuż po tym weszła Izka. Przywitałem ja rozradowany i czule pocałowałem w czoło. Jej oczy były czarne jak noc.
- Będzie dobrze - powiedziałem spokojnie - A wiesz czemu będzie dobrze?
- Czemu? - spytała, a jej czarne, puste oczy spojrzały na mnie.
- Bo... Kocham Cię Iza - przytuliłem ją mocniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz